NR 19 CHAŁUPA BIEDNIACKA Z LIPNICY WIELKIEJ
Chałupa z Lipnicy Wielkiej, z drugiej połowy XIX wieku, postawiona przez dziedzica dla bezrolnego stróża dworskiego. Jej wygląd i wyposażenie jest typowe dla najuboższych mieszkańców wsi pogórzańskiej z końca XIX i początku XX wieku.
Chałupa zrębowa, bielona, dach czterospadowy, kryty słomą. Od szczytu dobudowana otwarta szopa z tylną ścianą wyplataną z chrustu. Wnętrze składa się z izby mieszkalnej i małej sionki z pomieszczeniem dla krowy. Ciekawostką jest komin o archaicznej konstrukcji, zbudowany z drewnianych żerdek wyplatanych powrósłami ze słomy, grubo lepionymi gliną od wewnątrz i zewnątrz. Taki komin, nazywany „kominem z błota”, był bardzo trwały, gdyż w trakcie używania wypalał się „na cegłę”.
Chałupa została urządzona jako mieszkanie samotnej kobiety, która zajmowała się zielarstwem i lecznictwem. Na strychu i w izbie pęki suszących się roślin używanych w medycynie i magii ludowej, miedzy innymi: dziurawiec – na dolegliwości żołądkowe, wrotycz dla krów po ocieleniu i na robaki, kwiat lipy na kaszel. Ponadto w buteleczkach olej lniany na oparzenia, białe lilie w spirytusie na rany i dolegliwości sercowe, dziegieć do leczenia kopyt i ran zwierząt inwentarskich, a także pakuły lniane „do spalania róży” czyli choroby skóry.
„Laska” do suszenia ziół
Nr inw. MNS KW 7677, EI/1411
Materiał: drewno, gałęzie patrz niżej
Wymiary: długość 107 cm, szerokość 35 cm, wysokość 11,5 cm
Miejsce pochodzenia: Gródek (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Podstawowa wiedza o sposobach leczenia była na wsi powszechna. Z wieloma dolegliwościami radzono sobie samemu, ale zdarzały się sytuacje, kiedy potrzebna była pomoc fachowca – osoby o dużym doświadczeniu i wiedzy, a często wyjątkowym zmyśle i intuicji. Wiejskie babki („krajcbabki”) odbierały porody i zajmowały się położnicą i noworodkiem. Ze złamaniem lub skręceniem zwracano się do nastawiacza kości. „Gościec”, czyli reumatyzm, którego efektem był kołtun na włosach, leczyli „goścarze”. W przypadkach, kiedy wiedza racjonalna i tradycyjne, naturalne sposoby nie pomagały, szukano rady u baców i czarowników. Skarbnicą wiedzy o leczniczych właściwościach roślin były wiejskie zielarki.
Przeniesiona do sądeckiego skansenu pogórzańska chałupa z Lipnicy Wielkiej została urządzona jako mieszkanie ubogiej, samotnej kobiety zajmującej się zielarstwem. W rogu za piecem zamontowano „laskę” do suszenia owoców i ziół. To prosta rama zbita z desek, tu umocowana przy ścianie z tyłu pieca, wsparta na okorowanej żerdzi. Jej dno jest zrobione z ułożonych ażurowo kijków, co zapewnia przewiew podczas suszenia roślin.
Na „lasce” są rozłożone kwiaty lipy– przygotowany z nich napar był podstawowym lekiem na przeziębienie. Wśród stosowanych przez zielarki medykamentów nie mogło zabraknąć i innych ziół: rumianku, „dzwonka” czyli dziurawca, wrotyczu, mięty, skrzypu polnego czy piołunu. Były podstawą ludowego lecznictwa. Przygotowywano z nich napary czyli herbatki, wywary przeznaczone do okładów, kąpieli czy płukania gardła, syropy i nalewki. Wierzono, że największą moc miały zioła zbierane w wigilię św. Jana, gdy słońce świeci najdłużej. Odpowiednio pozyskane zioła musiały być dobrze wysuszone, rozwieszano je więc w przewiewnym, zacienionym miejscu. Do walki z chorobami wykorzystywano także inne dziko rosnące rośliny, np. liście i owoce malin i borówek, pędy i żywicę sosnową, korę dębu, „żółty pyłek” z widłaka czy korzeń chrzanu. Znano lecznicze właściwości warzyw, m.in. czosnku, cebuli, kapusty, buraków czy ziemniaków. Sięgano także po substancje pochodzenia zwierzęcego – mleko świeże i zsiadłe, różnego rodzaju tłuszcze (za najlepsze uważano sadło z borsuka), skóry i wełnę, a nawet odchody i mocz (głównie końskie). Ludowa medycyna znała sposoby na wiele dolegliwości. Przy przeziębieniu zalecano rozgrzewające okłady np. z tartego chrzanu zmieszanego z tłuszczem lub gotowanymi, gorącymi ziemniakami, a przy bólu gardła syrop z młodych pędów sosny lub z cebuli. Kąpiel w naparze z macierzanki pomagała „na słabe kości i słabe nóżki” u dzieci. „Centoryja” – na oczyszczenie krwi, na żołądek i przy krostach na twarzy. Białe lilie w spirytusie stosowano na rany i dolegliwości sercowe. „Lubszczyk” był znanym środkiem łagodzącym ból żołądka, ale dodany do jedzenia pomagał też… wzbudzić miłość. Szerokie zastosowanie miał len – zaparzone siemię piło się przy dolegliwościach wrzodowych, stosowało na rany i oparzenia. Gojenie ran przyspieszał także olej lniany. Sprawdzonym środkiem przy chorobach skóry był dziegieć, gęsty płyn destylowany ze smolnych szczap, sprzedawany głównie przez wędrownych dziegciarzy i maziarzy łemkowskich.
Często zalecenia wiejskiej zielarki bardziej przypominały magię. Kulki z lnu spalane nad nogą chorego, koniecznie przykrytą czerwonym materiałem, leczyły różę. Woda z węgielkami, przelana nad główką dziecka, odczyniała uroki. Na „żabę”, czyli pleśniawkę najskuteczniejsze było potarcie języka dziecka sierpem. Takie zabiegi należało wykonywać o określonej porze dnia („na wychód i zachód słonka”) i łączyć z modlitwami oraz magicznymi formułami. Wierzono także w lecznicze właściwości przedmiotów i roślin święconych w kościele przy okazji dorocznych uroczystości. Skutecznym lekiem były zioła święcone w dniu Matki Bożej Zielnej i te wykruszone z wianka poświęconego w oktawę Bożego Ciała. Przyrządzany z nich napar podawano krowom po ocieleniu, by szybciej odzyskały siły, dymem z ziół okadzano chore bydło. Na ból gardła pomagała sól św. Agaty. Rany i „boloki” smarowano masłem bartłomiejskim, czyli ubitym w wigilię św. Bartłomieja i poświęconym w Wielką Sobotę. Lecznicze właściwości miała także święcona w tym dniu woda.
Ważna była profilaktyka, dlatego w wiejskich izbach nie mogło zabraknąć wizerunków Matki Boskiej i świętych, którzy strzegli domowników przed nieszczęściem, w tym przed chorobą. Dla ochrony przed złym spojrzeniem, które mogło sprowadzić uroki, dobrze było nosić przy sobie coś czerwonego. Ponieważ choroba mogła być wynikiem działania złego, moc ochronną miały wszelkie święte przedmioty (np. noszone przy sobie szkaplerz czy medalik) i poświęcone rośliny (np. jabłko ze św. Błażeja, bazie z poświęconej palmy wielkanocnej – obie znane jako środki chroniące przed bólem gardła). W zachowaniu zdrowia pomagało przestrzeganie znanych powszechnie zakazów, np. kąpieli w rzece przed dniem św. Jana, pracy w polu w południe, spania w świetle księżyca. Znaczenie miało także zachowanie w ważnych momentach obrzędowych, szczególnie podczas wieczerzy wigilijnej. Uważano m.in. że zdrowy i silny miał być ten, kto trzymał wtedy nogi na żelaznym przedmiocie położonym pod stołem, a kto chciał w zdrowiu doczekać przyszłej Wigilii nie mógł wstawać od stołu ani odkładać łyżki, którą jadł wieczerzę.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Danuta Tylkowa, „Medycyna ludowa”, [w:] „Studia z kultury ludowej Beskidu Sądeckiego”, red. A. Kowalska-Lewicka, Wrocław 1985
Danuta Tylkowa, „Medycyna ludowa w kulturze wsi Karpat Polskich: tradycja i współczesność”, Wrocław 1989
Fot. Piotr Droździk
Stępy
Nr inw. stępor – EI/336 KW 2756, stępa – EI/3971 KW 7694
Materiał: drewno
Wymiary: długość stępora 59,5 cm, stępa: średnica podstawy 32 cm, średnica góry 21 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: stępor – Kamionka Wielka (pow. nowosądecki, woj. małopolskie), stępa – Gródek (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
W chałupie pogórzańskiej z Lipnicy Wielkiej znajdują się trzy stępy. Wysoko na piecu stoi niewielka stępa kielichowa z metalowym stęporem. Z boku przy piecu można zobaczyć małą stępkę ławeczkową ze stęporem kamiennym, służącą do rozbijania kruchów soli.
Najbardziej okazała z nich wszystkich jest natomiast duża stępa kielichowata, która znajduje się w kącie naprzeciwko pieca. Zgodnie ze swoją nazwą ma kształt kielicha z wyraźnie wyodrębnioną podstawą. W dolnej części czasza stępy wzmocniona jest żelazną opaską. Masywny stępor z grabowego drewna posiada wycięty w górnej części otwór, dzięki czemu tworzą się dwa uchwyty, pozwalające na wygodniejsze trzymanie narzędzia podczas pracy.
Stępy różnego rodzaju i wielkości można zobaczyć w każdej chałupie na terenie skansenu. W niektórych domach znajduje się nawet kilka stęp różnej wielkości, przeznaczonych do różnych celów. Stępa to urządzenie przypominające duży moździerz. Czasem też bywa nazywana moździerzem kaszarskim. Jest to sprzęt o bardzo prostej formie i o genezie sięgającej wielu tysięcy lat wstecz, znane w niemal każdym zakątku świata. Stępy ręczne służyły do wyrobu kaszy, krup i pęcaku poprzez obtłukiwanie ziarna. W mniejszych stępkach rozdrabniano także cukier, niegdyś kupowany w tzw. „głowach” i kruchy soli. Stępy ręczne wykonywano z twardego drewna (np. bukowego lub dębowego), z wydrążonych pni w kształcie walca lub kielicha. Niektóre miały formę ławeczki, z wydłużoną w jedną stronę górną częścią, wspartą na nóżkach. Przy takich stępach pracowało się na siedząco, siadając okrakiem na „ławeczce”. Ziarno lub inne produkty ubijano za pomocą stępora (czyli tłuczka) wykonanego z drewna, a czasem z podłużnego kamienia. Niekiedy zdarzały się również stępory z metalowymi elementami. Występowały również większe stępy nożne o bardziej złożonej konstrukcji. Jak opisuje Alfred Wacławski odwołując się do badań z 1933 roku, na Pogórzu „(…) [stępa nożna] składała się z dłubanego w jednym klocu moździerza, czyli właściwej stępy, oraz drewnianego stępora w postaci młota. Młot był umieszczony na końcu dwuramiennej dźwigni, osadzonej ruchomo między dwoma poziomymi belkami. Dźwignię wprawiało się w ruch przydeptując jej koniec raz prawą, raz lewą nogą. Prosta pozornie czynność wymagała dużej umiejętności i wprawy. Pracujący stawał nogami na ramionach stępy. Między ramionami stępy poruszała się na poprzecznej osi dźwignia z umieszczonym na końcu stęporem. Po zważeniu lewą nogą dźwigni następowało uderzenie lewą stopą w dźwignię poza jej utwierdzeniem. Potem tę samą czynność wykonywała prawa nogą.” Stępy nożne używane były m.in. w olejarniach do ubijania wysuszonego siemienia lnianego. Stępy ręczne były jednym z podstawowych sprzętów gospodarstwa domowego na dawnej wsi. Używano ich powszechnie jeszcze w okresie międzywojennym, a nawet później.
Bogusława Błażewicz
Ważniejsza literatura:
Alfred Wacławski, „Pożywienie ludowe”, [w:] „Nad rzeką Ropą”, red. R. Reinfuss, Kraków 1965
„Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. III „Pożywienie i sprzęty z nim związane”, red. naukowa Janusz Bohdanowicz, Wrocław 1996
Fot. Piotr Droździk
Obrazek dewocyjny „Pamiątka z Kobylanki”
Nr inw. MNS KW 9895 EI/1430
Materiał: szkło, metal, papier, farba
Wymiary: wysokość 12,5 cm, szerokość 9,8 cm
Datowanie: pocz. XX w.
Miejsce pochodzenia: Gostwica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
W niewielkiej biedniackiej chałupie z pogórzańskiej wsi Lipnica Wielka, urządzonej jako dom wiejskiej zielarki, zwraca uwagę rząd świętych obrazów nad oknem, na ścianie naprzeciwko wejścia. Po prawej stronie, nieco z boku, wisi niewielki, owalny obrazek. Jeśli podejdzie się bliżej, można dostrzec, że jest to czarno-białe wyobrażenie barokowego ołtarza z wizerunkiem Ukrzyżowania. W dolnej części widnieje dość trudno czytelny podpis (pisownia oryginalna): „Prawdziwy wyzerunek P. Jezusa / z Ołtarzem w Kobyla[nce]”. To niewielkie przedstawienie w szklanym owalu jest zatem związane z kobylańskim sanktuarium – być może stanowi pamiątkę pielgrzymki do tego miejsca kultu.
Kobylanka to wieś położona około 5 km na wschód od Gorlic, wśród łagodnych wzgórz Obniżenia Gorlickiego, na obszarze zamieszkiwanym przez grupę etnograficzną Pogórzan Zachodnich. Znana historia wsi sięga XIV wieku. W roku 1680 ówczesny właściciel Kobylanki, hrabia Jan Wielopolski, udał się w podróż do Rzymu. Tam w dowód wdzięczności za zasługi dla Kościoła otrzymał od papieża Innocentego XI kopię watykańskiego obrazu Pana Jezusa Ukrzyżowanego. Po powrocie hrabiego do Polski obraz został umieszczony w kaplicy dworu Wielopolskich w Kobylance. Wedle przekazów 7 grudnia 1681 roku podczas nieszporów odprawianych przez Ojców Reformatów z niedalekiego Biecza nad kaplicą ukazała się wielka jasność, której źródłem był właśnie ten obraz. W dniu Zesłania Ducha Świętego w roku 1682 obraz został przeniesiony do kościoła parafialnego. Ludzie modlący się przed nim zaczęli doznawać wielu łask, w tym także cudownych uzdrowień. Na początku XVIII wieku, w latach 1709 – 1712, Małopolskę i Podkarpacie nawiedziła wyjątkowo groźna epidemia dżumy. Według legendy właścicielka gorlickiego dworu miała proroczą wizję senną mówiącą, jak ustrzec Gorlice od choroby. Zaraza miała ustać, jeśli niewinne dziewczęta, którym na chrzcie nadano imię Maria – na pamiątkę Matki Bożej – obejdą w procesji granice parafii, błagając o zmiłowanie Boże i śpiewając pieśni maryjne. Tak się też stało – ubrane na biało dziewczęta w welonach i z kagankami w rękach obeszły granice gorlickiej parafii, kończąc pielgrzymkę przed obrazem Pana Jezusa Ukrzyżowanego w Kobylance. Epidemia w Gorlicach ustała, a na pamiątkę tego zdarzenia do dziś podtrzymywana jest tradycja gorlickich Maryjek, które uczestniczą w corocznej procesji w dniu 8 grudnia, w święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Zatrzymanie zarazy to tylko jeden z cudów, których ludzie doznali, modląc się przed kobylańskim obrazem. Na podstawie zebranych świadectw obraz dekretem biskupa krakowskiego został uznany za cudowny w roku 1728. W okresie zaborów Kobylanka stała się jednym z najważniejszych sanktuariów w Galicji. Przybywały tam pielgrzymki nawet z terenów dzisiejszej Słowacji i Węgier. Obecny kościół w Kobylance, późnobarokowy, pw. św. Jana Chrzciciela, budowany był od 1720 roku i poświęcony w roku 1750. Od 1930 roku opiekę nad sanktuarium sprawuje Zgromadzenie Księży Misjonarzy Saletynów.
Warto zwrócić uwagę na to, że chociaż obrazek „Pamiątka z Kobylanki” eksponowany jest w pogórzańskiej chałupie z Lipnicy, to przedmiot ten nabyty został do kolekcji muzealnej we wsi Gostwica, leżącej w pobliżu Podegrodzia, ok. 10 km na południowy zachód od Nowego Sącza. Pod względem etnograficznym jest to teren zamieszkały przez Lachów Sądeckich. Dziś już nie wiadomo, jak obrazek trafił do Gostwicy. Mógł zostać przywieziony jako pamiątka z pobytu w sanktuarium przez mieszkańca wsi, mógł też na przykład zostać podarowany przez inną osobę, która tam była. Jak by nie było, stanowi on jeden z wielu obrazów związanych z różnymi sanktuariami, które można znaleźć na ekspozycji sądeckiego skansenu. Są one świadectwem ważnej roli, jaką odgrywały sanktuaria i pielgrzymki w tradycyjnej wiejskiej kulturze. Należy przy tym zaznaczyć, że obrazy te niekoniecznie bywały nabywane podczas pielgrzymek – nieraz, zwłaszcza w przypadku najbardziej znanych sanktuariów, wizerunki takie były szeroko rozpowszechnione, powielane na różne sposoby, łatwo dostępne i na trwale zadomowione w ludowej religijności. Chyba najbardziej znanym przykładem może być wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej. Obrazy znajdujące się w skansenie pochodzą najczęściej z sanktuariów małopolskich – tych najbliższych, położonych na Sądecczyźnie i w przyległych okolicach, jak i tych dalszych, znanych pielgrzymom z całej Polski i z zagranicy. Jako przykłady przedstawień związanych z tymi pierwszymi mogą posłużyć często spotykane wizerunki Matki Boskiej z Wojakowej (reprodukcja obrazu z kościoła pw. Matki Bożej Wniebowziętej w Wojakowej w powiecie brzeskim, w gminie Iwkowa), Matki Boskiej Tuchowskiej, reprodukcje obrazu Przemienienia Pańskiego z Bazyliki św. Małgorzaty w Nowym Sączu, Matki Boskiej Pocieszenia (sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w kościele Ducha Świętego przy klasztorze Jezuitów w Nowym Sączu). Przykłady wyobrażeń związanych z dalszymi sanktuariami, tymi powszechnie znanymi, ale i tymi cieszącymi się jedynie lokalnym kultem, to już wcześniej wymienione wizerunki Matki Boskiej Częstochowskiej, różnej treści obrazy pochodzące z Kalwarii Zebrzydowskiej (np. często spotykana Matka Boska Kalwaryjska), ale na przykład również wizerunek Matki Bożej Bolesnej z klasztoru Franciszkanów w Krakowie, obraz Przemienienia Pańskiego z Cmolasu koło Kolbuszowej na Podkarpaciu, Matka Boska Bronowska (Bronowicka) – reprodukcja obrazu namalowanego przez Włodzimierza Tetmajera i znajdującego się w kościele Franciszkanów w Bronowicach Wielkich koło Krakowa.
Bogusława Błażewicz
Ważniejsza literatura:
Maria Głowacka-Grądalska, „670 lat Kobylanki. Dzieje i kultura pogórzańskiej wsi”, Kobylanka 2014
Izabela Sołjan, „Kalwaria Zebrzydowska na tle innych ośrodków pielgrzymkowych w Karpatach Polskich”, [w:] „Peregrinus Cracoviensis”, zeszyt 2, 1995
Fot. Piotr Droździk
NR. 20-22 ZAMOŻNA ZAGRODA Z MSZALNICY
Zagroda z Mszalnicy składa się z budynku mieszkalnego (nr 20), stajni (nr 21) oraz stodoły (nr 22). Chałupa i stajnia należały do bogatego handlarza wołami. W swoich wędrówkach handlowych docierał on do Krakowa, na Śląsk, a także na tereny dzisiejszej Słowacji i Węgier. Według tradycji rodzinnej prowadził interesy z dworem cesarskim w Wiedniu.
Chałupa, którą postawił w 1834 r., jest pięknym przykładem wiejskiej ciesiołki. Zrąb z potężnych belek jodłowych i modrzewiowych, stromy czterospadowy dach kryty słomą, a na kalenicy i okapie gontami. Ściany niebielone.
Dom składa się z przelotowej sieni, kuchni i alkierza na prawo oraz zimnej izby i komory na lewo. We wnętrzu odtworzono wygląd mieszkania właściciela w ostatnich latach jego życia, urządzonego skromnie i zgodnie z miejscową tradycją.
W alkierzu typowe sprzęty: łóżka, stół, szafa, skrzynia i „ślufanek” – czyli ława służącą po rozsunięciu jako miejsce do spania. Na ścianie nad oknem ludowe obrazy na szkle z Podhala, Orawy i Śląska. Na terenie Sądecczyzny nie było tradycji malowania na szkle, a obrazy tutaj prezentowane zostały przywiezione przez gospodarza z wędrówek handlowych.
W sieni interesujące żarna na dwie korby – przykład chłopskiej wynalazczości. Poza tym wózek do kręcenia powrozów, sprzęty gospodarskie, duży kojec na kwokę z kurczętami.
Po lewej stronie domu urządzona jest pracownia stolarsko-kołodziejska. Zwraca uwagę potężny warsztat stolarski, dwie tokarnie do drewna z napędem nożnym, a także kobylica do wyrobu kół drewnianych oraz „dziad”, czyli rodzaj starodawnego imadła do strugania gontów. Znajduje się tu pełny zestaw narzędzi używanych przez stolarza i kołodzieja.
„Grabki” do zbierania borówek
Nr inw. MNS KW 1662 EI/1606
Materiał: drewno bukowe
Wymiary: długość: 29 cm, szerokość: 12 cm
Twórca: Wojciech Mikulski z Muszyny
Datowanie: 1949 r.
Miejsce pochodzenia: Muszyna (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Do najdawniejszych sposobów pozyskiwania żywności należało zbieractwo, czyli przyswajanie sobie gotowych płodów natury, bez wykonywania specjalnych i skomplikowanych zabiegów. Wraz z rozwojem rolnictwa i hodowli, zbieractwo stało się dodatkowym sposobem pozyskiwania żywności, przypisywanym szczególnie ludności ubogiej. Najczęściej dziko rosnące rośliny zbierano na przednówku czy w okresach głodu wywołanych klęskami nieurodzaju. Niezależnie od tego na polskiej wsi powszechne było zbieranie runa, a przede wszystkim owoców leśnych.
Jedną z najpopularniejszych roślin były jagody („Vaccinium myrtillus”), na południu Polski zwane „borówkami”. Do ich zbioru służyły specjalne, drewniane zbieraczki w kształcie łopatki z rączką, posiadające charakterystyczne zęby, za pomocą których oddzielano duże ilości owoców z krzewu.
Borówki zbierano w lesie latem. Robiły to najczęściej kobiety i dzieci, przy czym trzeba nadmienić, iż czynność ta przybierała formy indywidualne i zbiorowe, łącząc w sobie pracę i wspólnotowe spotkanie, przysłowiowe „przyjemne z pożytecznym”. Z borówek robiono soki, później także kompoty, dżemy, a zawsze wywary, które wykorzystywano w celach leczniczych, przy przeziębieniach, biegunkach i przeciw pasożytom jelitowym. Dodatkowo borówki można było z powodzeniem sprzedać na targu lub jarmarku.
Z czynnością zbierania borówek związane jest święto Matki Boskiej Jagodnej, przypadające 2 lipca. Według legendy osadzonej na bazie ewangelicznego przekazu, po zwiastowaniu brzemienna Matka Boska udała się w długą i uciążliwą podróż do swojej krewnej św. Elżbiety. Podczas drogi Maryja żywiła się głównie zbieranymi po drodze jagodami. Na tę pamiątkę 2 lipca nie wolno było zbierać borówek, aby nie odbierać jej pożywienia. Matka Boska Jagodna patronowała szczególnie ciężarnym kobietom, a także tym, które doświadczyły cierpienia związanego z utratą dziecka. Modlitwy zanoszone tego dnia do Maryi miały skutkować jej opieką w okresie ciąży i szczęśliwym rozwiązaniem.
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Zenon Piotr Szewczyk, „Chleb nasz powszedni, czyli kuchnia Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 2010
Barbara Ogrodowska, „Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne”, Warszawa 2004
Kazimierz Moszyński, „Kultura ludowa Słowian”, t. 1: „Kultura materialna”, Warszawa 1967
Krystyna Reinfuss-Janusz, „Pożywienie”, [w:] „Kultura ludowa Górali Sądeckich od Kamienicy, Łącka i Jazowska”, red. Katarzyna Ceklarz, Magdalena Kroh, Kraków 2016
Fot. Piotr Droździk
Żarna na dwie korby
Nr inw. MNS KW 5591 EI/1597
Materiał: drewno, kamień, metal
Wymiary: wysokość 101 cm, wysokość z kołem 131 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Wysokie (pow. limanowski, woj. małopolskie)
W sieni zamożnej pogórzańskiej chałupy z Mszalnicy można zobaczyć dwa rodzaje żaren do mielenia ziarna na mąkę. Obok frontowego wejścia stoją żarna ręczne nie odbiegające od tych, które znajdują się w wielu innych domach na ekspozycji skansenu. Mają kamienie żarnowe osadzone w prostokątnym kadłubie z drewnianej kłody oraz żarnówkę – drewniany drążek służący do obracania „bieguna”. Zupełnie inaczej wyglądają drugie żarna, umieszczone w kącie przy tylnym wyjściu.
Cały mechanizm osadzony jest w solidnej drewnianej ramie. U dołu w drewnianej skrzynce znajduje się „leżak” czyli nieruchomy kamień. Nad nim, w okrągłej obudowie z blachy i desek – kamień ruchomy – „biegun”. Najbardziej w konstrukcji żaren zwraca jednak uwagę mechanizm korbowy służący do ich uruchamiania. W poprzek górnych krawędzi zamocowana jest żelazna oś zakończona po obu stronach korbami i przechodząca przez środek ustawionego pionowo drewnianego koła palecznego z drewnianymi zębami i krawędzią wzmocnioną paskiem blachy. Do tego dużego koła przylega pod kątem prostym drugie, niewielkie koło paleczne o podobnej budowie, umieszczone poziomo nad „biegunem” i połączone z nim żelazną osią. Wprawione w ruch za pomocą obu korb górne, większe koło przenosi napęd na mniejsze poruszając jednocześnie sprzężony z nim kamień żaren. Ponadto z boku znajduje się wykonany z desek niewielki kosz zasypowy ułatwiający wsypywanie ziarna do mielenia. Aby obsługa tego rodzaju żaren przebiegała sprawnie, potrzebne są dwie osoby, jednak praca wykonywana jest dużo szybciej, wygodniej i łatwiej niż za pomocą zwykłych żaren ręcznych obracanych drążkiem – żarnówką.
Mechanizm poruszający żarna korbowe opiera się na tej samej zasadzie, która stosowana była w dawnych młynach, zarówno wodnych, jak i w wiatrakach. Poruszające się w płaszczyźnie pionowej źródło napędu (koło wodne, łopatki wiatraka, w tym wypadku ręczne korby) obracało poziomo ustawiony wał, z którego napęd przy pomocy przekładni zębatej (koło paleczne i koło cewkowe lub dwa koła paleczne) zmieniał kierunek obrotu (z pionowego na poziomy) i przenoszony był na umieszczoną w pionie oś poruszającą kamienie żarnowe obracające się w płaszczyźnie poziomej.
Wiejskim rzemieślnikom i wynalazcom-samoukom znane były różne metody na ułatwianie pracy nie tylko przy obracaniu żaren, ale też podczas użytkowania innych niewielkich urządzeń w gospodarstwie. W zbiorach sądeckiego skansenu można znaleźć przykłady takich „wynalazków” – są to np. maślnice na korbę oraz maślnica ze skomplikowanym systemem pasów i przekładni dostosowana do napędu silnikiem elektrycznym lub spalinowym. Zdarzały się też żarna z napędem nożnym, poruszane pedałem – znane np. ze Słowacji (eksponowane w skansenie w Bardejowskich Kupelach) oraz widoczne na rysunku w pochodzącej z 1690 roku książki „Architekt polski to jest nauka ulżenia wszelkich ciężarów…” autorstwa Stanisława Solskiego. W innym miejscu tego dzieła można odnaleźć rysunkowy schemat żaren na dwie korby z koszem zasypowym. Różnią się one od prezentowanych w chałupie z Mszalnicy tym, że kamienie umieszczono powyżej mechanizmu korbowego, a zamiast mniejszego koła palecznego jest cewie (koło cewkowe). Tak więc bardzo podobny pomysł usprawnienia pracy żaren znany był już na pewno w XVII wieku. Przy okazji warto przybliżyć nieco dzieło „Architekt polski…” i postać jego autora.
Stanisław Solski (1622 – 1701) był jezuitą, matematykiem i architektem. Podróżował w poselstwie polskim do Turcji, przebywał na misji w Konstantynopolu, pracując wśród przebywających tam jeńców polskich i moskiewskich. Wtedy też zainteresował się mechaniką, technicznymi wynalazkami, a jego marzeniem stało się skonstruowanie perpetuum mobile. Po powrocie do Polski był przez kilka lat kapelanem hetmana Sobieskiego, późniejszego króla Jana III, i spowiednikiem jego żony Marii Kazimiery. Później mieszkał w kolegium jezuitów w Krakowie i zajmował się głównie pracami architektonicznymi. Najbardziej znane jego dzieła to „Geometra polski” – wykład geometrii teoretycznej i praktycznej oraz sztuki mierniczej, a także „Architekt polski”. W tej ostatniej książce zajął się zagadnieniami związanymi z budową i zastosowaniem maszyn, od prostych do bardziej złożonych, w tym również maszyn hydraulicznych. Pełny tytuł pracy brzmi (wg zasad współczesnej pisowni polskiej): „Architekt polski to jest nauka ulżenia wszelkich ciężarów. Używania potrzebnych machin, ziemnych i wodnych. Stawiania ozdobnych kościołów małym kosztem. O proporcji rzeczy wysoko stojących. O wschodach i pawimentach. Czego się chronić i trzymać w budynkach od fundamentów aż do dachu. O fortyfikacji. I o inszych trudnościach budowniczych.” W księdze I można odnaleźć schematy różnych mechanizmów korbowych z przekładniami w postaci kół palecznych i cewii, omówione jest także działanie mechanizmów w różnego rodzaju młynach i innych warsztatach poruszanych kołami wodnymi, kieratami lub wiatrakami. Osobny podrozdział poświęcony jest młynkom ręcznym – wymienia najprostsze żarna ręczne, młynki z napędem nożnym oraz młynek korbowy, wg autora „pięć razy spieszniejszy nad poprzedzające”. Zamieszcza opis wykonania takich żaren, na końcu pisząc: „W tym młynku obróci się kamień razów 5, kiedy korba koło palczaste raz. Pięć razy jest prędszy nad insze żarna. Ciężaru obracający ludzie mało co więcej mieć będą nad ten ile by go mieli, gdyby same cewy wrzecionowe obracali, wiąwszy się ich rękami. Bo acz ciężaru przydawa półdyameter [promień koła] dziesięćcalowy koła obracającego cewy, mniejsze półdyametrem razow 3; wszakże więcej przyczynia siły długość korby półłokciowej, większa razów 4, od półdyametru cewów.”
Bogusława Błażewicz
Ważniejsza literatura:
Stanisław Solski, „Architekt polski to jest nauka ulżenia wszelkich ciężarów, używania potrzebnych machin, ziemnych i wodnych, stawiania ozdobnych kościołów…”, Kraków 1690 [dostęp do wersji cyfrowej przez: crispa.uw.edu.pl, 5.10.2020.)
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
„Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. III „Pożywienie i sprzęty z nim związane”, red, nauk. Janusz Bohdanowicz, Wrocław 1996
Jan i Stefan Reychmanowie, Przemysł wiejski na Podhalu, wyd. 2. uzupełn. przez Jana Reychmana i Henryka Josta, Ossolineum 1965
Bogumiła Szurowa, Młynarstwo między Wisłą a Pilicą od połowy XVIII do XX wieku, Kielce 2015
Fot. Piotr Droździk
Wózek powroźniczy
Nr inw. MNS KW 7049, EI/1599
Wymiary: wysokość: 79 cm, szerokość: 49 cm, długość: 47 cm; wózek na kółkach: długość: 77 cm, wysokość: 45 cm, szerokość: 59 cm
Materiał: drewno
Pochodzenie: Mszalnica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Wielu zwiedzających zastanawia się, do czego służyły te „dziwne”, drewniane sprzęty w sieni chałupy z Mszalnicy i zazwyczaj nie udaje się im prawidłowo zidentyfikować ich nazwy i zastosowania. Nic dziwnego, bowiem rzemiosło prezentowane przez ten eksponat jest obecnie niemal zupełnie nieznane. Mowa mianowicie o powroźnictwie, które polegało na wyrobie lin i powrozów poprzez skręcanie kilku oddzielnych sznurków. Materiałem do ich produkcji było przede wszystkim grubsze włókno konopne.
Powrózki, w tym końskie baty, skręcano w prosty sposób. Używano do tego samorodnych, drewnianych „kul” w kształcie haczyka. Produkcja sznurka przebiegała następująco: z zawieszonego gdziekolwiek włókna szczypano lewą ręką pasemka, prawą zaś kręcono kulką, do której przywiązane były pierwsze nitki surowca. Uwity w ten sposób sznurek co jakiś czas nawijano na kulkę. Bardziej udoskonalonym przyrządem był wózek powroźniczy, składający się z dwóch części. Jedna z nich miała formę dwóch zbitych prostopadle desek na drewnianych nóżkach. Do niej przymocowane były sznurki, które skręcano ze sobą za pomocą korbki. Druga część miała postać drewnianego stojaka na kółkach, do którego przymocowany był drugi koniec skręcanego powroza. Aby sznurki skręcały się ściśle i równo, wykorzystywano drewnianą, nażłobioną prowadnicę zwaną „spustnikiem”.
Powroźnictwo należało do zajęć zimowych, wykonywanych w okresie wolnym od prac polowych. Mężczyźni kręcili powrozy głównie dla potrzeb własnego gospodarstwa. Zdarzało się również, że zajęcie to było źródłem dodatkowego zarobkowania. Powrozy można było sprzedać w mieście na targu.
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Maria Brylak-Załuska, „O kulturze ludowej Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 1993
Zbigniew Skuza, „Ginące zawody w Polsce”. Warszawa 2006
Fot. Piotr Droździk
Wózek powroźniczy tekst prosty
Oleodruk „Św. Józef z Dzieciątkiem”
Nr inw. MNS KW 6458 EI/2837
Materiał: papier, druk barwny
Wymiary: w ramie: 63,5 x 51,5 cm, w świetle obrazu: 49,5 x 37,5 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Nowy Sącz (woj. małopolskie)
Warsztat stolarsko – kołodziejski w zimnej izbie, wypełniony sprzętami, narzędziami i drewnem nie jest miejscem, gdzie spodziewalibyśmy się obrazów o treści religijnej. A jednak na ścianie naprzeciwko wejścia, ponad stołami warsztatowymi i zawieszonymi na gwoździach piłami ramowymi, można zobaczyć oleodruk przedstawiający św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus.
Na obrazie święty ukazany jest w półpostaci, jako mężczyzna w średnim wieku, z siwymi włosami i brodą, w żółtej szacie i ciemnobłękitnym płaszczu. Na lewej ręce trzyma małego Jezusa, w prawej dłoni ma gałązkę białych lilii. Dzieciątko Jezus unosi nad głową św. Józefa wieniec z róż. Obraz oprawiony w drewnianą ramę malowaną na czerwonobrązowy kolor.
W wiejskich chałupach często można było znaleźć obrazy i oleodruki z wizerunkami św. Józefa. Najczęściej przedstawiano go w ten właśnie sposób – z Dzieciątkiem Jezus i z gałązką białych lilii w dłoni. Popularne były także oleodruki wyobrażające Świętą Rodzinę, często przy pracy. Na tych ostatnich zazwyczaj Maria przędzie, a Józef ukazywany jest z narzędziami stolarskimi i ciesielskimi, nieraz przy warsztacie stolarskim, czasem nauczający młodego Jezusa zawodu. Św. Józef pojawia się także w wyobrażeniach Bożego Narodzenia i, rzadziej, Ucieczki do Egiptu lub Ofiarowania Jezusa w Świątyni.
Święty Józef to mąż Maryi i przybrany ojciec Jezusa, opiekun Świętej Rodziny, z zawodu cieśla. Wiedzę o nim czerpiemy z Ewangelii, ale postać ta pojawia się także w tekstach apokryficznych, takich jak „Protoewangelia Jakuba”, „Ewangelia Tomasza” czy poświęcona mu „Historia Józefa Cieśli” – tekst spisany prawdopodobnie w Egipcie w IV lub V wieku. Ewangelie nie podają wieku Józefa, natomiast według przekazów apokryficznych miał on być wdowcem w podeszłym wieku, posiadającym czterech synów i dwie córki z pierwszego małżeństwa (z którymi czasami utożsamia się enigmatycznie wzmiankowane rodzeństwo Jezusa).
Św. Józef jest patronem rzemieślników, a zwłaszcza cieśli i stolarzy, robotników, ubogich i emigrantów, ekonomistów, kobiet w ciąży, a także rodzin, dobrych małżeństw i dobrej śmierci. Świętego Józefa uznaje się także za patrona ojców i w ogóle mężczyzn, wskazując jako wzór ojca, podkreślając takie jego cechy, jak posłuszeństwo Bogu, zaufanie, pracowitość, skromność, sprawiedliwość, opanowanie, odwaga i poświęcenie dla rodziny.
Wspomnienie św. Józefa w kalendarzu liturgicznym kościoła rzymskokatolickiego przypada 19 marca, a więc w okresie Wielkiego Postu. To jeden z niewielu dni, w którym łagodzono surowe wielkopostne zasady i możliwe było nawet zawieranie wówczas małżeństw. Uznawano ten dzień za symboliczny początek wiosny, o czym miały świadczyć pojawiające się wówczas pierwsze bociany. Istniały również ludowe przysłowia i zwyczaje dotyczące przewidywania pogody i prac polowych. Na Pogórzu na św. Józefa siano kapustę (podobnie jak w dniu św. Macieja, 24 lutego) i zwano ją „józefówką” – „W Józefa z zimy się śmiej i na grządce kapustę siej”. Miała wtedy kończyć się zima, więc mówiono:
„Jak św. Józef kiwnie brodąm,
Pódą lody na dół z wodąm.”
Ponadto pogoda na św. Józefa wskazywała, jaki będzie nadchodzący rok:
„Święty Józef pogodny, będzie roczek wodny.”
Bogusława Błażewicz
Ważniejsza literatura:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Barbara Ogrodowska, „Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne”, Warszawa 2004
„Ziemia Biecka. Lud polski w powiatach gorlickim i grybowskim”, red. Seweryn Udziela, Nowy Sącz 1994
Fot. Piotr Droździk
Kobylica
Nr inw. MNS KW 18429, EI/5104
Materiał: drewno bukowe i jesionowe, metalowa klamra
Wymiary: dł. 200 cm, wys. 50 cm, max. szer. 49 cm
Datowanie: lata 30. XX w.
Miejsce pochodzenia: Łomnica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Obróbka drewna, którego dawna puszcza karpacka dostarczała w obfitości, była powszechnym zajęciem i dodatkowym źródłem utrzymania mieszkańców sądeckich wsi. Na potrzeby własnego gospodarstwa robiono gonty, proste meble, sprzęty domowe i gospodarskie, różnego rodzaju naczynia (drążone i dłubane w pniach oraz klepkowe). Podstawowe narzędzia do obróbki drewna znajdowały się w każdym domostwie. We wsiach nie brakowało także majstrów-samouków, którzy pracowali zarobkowo, w zamian za inne usługi, wynagrodzenie w naturaliach, a z czasem za pieniądze. Odrębną grupę stanowili wiejscy rzemieślnicy – fachowcy, którzy dysponując specjalistyczną wiedzą i umiejętnościami oraz dobrze wyposażonym warsztatem, pracowali na zamówienie dla szerszego kręgu odbiorców i wyrabiali masowo towar przeznaczony na zbyt. Czasami całe wsie specjalizowały się w produkcji rzemieślniczej, tworząc ośrodki zaopatrujące miejscowe rynki zbytu. Na naszym obszarze z produkcji wyrobów drewnianych znane były między innymi łemkowskie wsie Nowica, Kunkowa, Przysłup i Leszczyny, dostarczające mieszkańcom wsi łyżki toczone na ręcznych tokarkach sznurkowych, wrzeciona, wałki do ciasta czy foremki na masło, a z czasem wytwarzające także wieszaki na ubrania, grzybki do cerowania i proste zabawki.
Jedną z wyspecjalizowanych dziedzin rzemiosła drzewnego było kołodziejstwo, czyli wyrób i naprawa kół, biegły rzemieślnik często robił także całe wozy i sanie. Podstawowym typem drewnianych kół, używanym w naszym obszarze kulturowym już od epoki brązu, było koło szprychowe, składające się z toczonej piasty (czyli głowy, środkowej części koła z otworem, w którym osadzano oś wozu), szprych i obręczy (obodu, obody). Archaiczne obody gięto z jednego kawałka drewna, korzeni lub gałęzi. We wsiach sądeckich koła gięte z korzeni jałowca były używane jeszcze pod kon. XIX w. przy narzędziach rolniczych, np. jako „kolca” do radła. Solidniejsze były obręcze składane z kilku dopasowanych kawałków drewna, nazywanych dzwonami. Dzwona robiono z deseczek o prostokątnym przekroju, wycinając je w łuk wykreślony cyrklem kołodziejskim. W zależności od wielkości koła dzwon mogło być od 4 do 8. W każdym dzwonie wiercono po 2 otwory do mocowania szprych. Przy obróbce dzwon i szprych używano imadła nożnego, znanego pod nazwą ława strugalna lub kobylica, a w naszym regionie nazywanego dziadem lub, pieszczotliwie, dziadkiem (od określenia ruchomej części imadła, składającej się z górnej belki czyli głowy i dolnej – stopy). Nieraz głowę dziadka rzeźbiono na kształt ludzkiej. Za pomocy dziadka strugano także gonty i trzonki do narzędzi.
Dalsza praca nad kołem odbywała się przy charakterystycznie rozdwojonej ławie kołodziejskiej, w tym regionie nazywanej kobylicą. Kobylica prezentowana w warsztacie stolarsko-kołodziejskim w chałupie z Mszalnicy została wykonana z samorodnie rozwidlonego pnia bukowego, przy rozwidleniu spiętego metalową klamrą. Jest wsparta na czterech kołkowatych nogach. W umocowaną w ławie piastę z wyrobionymi otworami nabijało się szprychy, a na nich osadzało dzwona, które następnie spajało się drewnianymi kołkami lub metalowymi blaszkami. Na koniec kołodziej wyważał koło. Gotowe oddawał do kowala, który okuwał piastę i obodę żelaznymi obręczami.
Na koła najlepsze było twarde i wytrzymałe drewno, np. jesionowe lub dębowe. Gonty natomiast robiło się z miękkiego drewna, jodłowego lub świerkowego, czasem jaworowego. Bardzo ważne było znalezienie odpowiedniego drzewa – najlepsze było to, które rosło w środku lasu, osłonięte od wiatru. Dzięki temu słoje na pniu nie skręcały się i drewno łatwo było szczypać na deszczułki.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Marian Pokropek, „Etnografia. Materialna kultura ludowa Polski na tle porównawczym”, Warszawa 2019
Fot. Piotr Droździk
Obraz „Matka Boska Bronowska”
Nr inw. MNS KW 10994 EI/2368
Materiał: papier, druk barwny
Wymiary: w ramie: 64 x 50 cm, w świetle obrazu: 58,2 x 44,2 cm
Datowanie: poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Marcinkowice (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
W zamożnej chałupie z Mszalnicy znajdującej się w sektorze pogórzańskim sądeckiego skansenu, wśród innych obrazów o tematyce religijnej wiszących w kuchni, warto zwrócić uwagę na barwny, drukowany wizerunek Matki Boskiej z Dzieciątkiem, umieszczony na ścianie w kącie ponad stołem. Szczególnie rzuca się w oczy, że zarówno Maryja jak i Dzieciątko noszą tradycyjny odświętny strój ludowy z regionu krakowskiego, a pod wizerunkiem umieszczono motywy patriotyczne: polskiego orła w koronie, herby Warszawy i Krakowa, datę MCMXVI (1916) oraz cytat z osiemnastowiecznej kolędy Franciszka Karpińskiego „Pieśń o Narodzeniu Pańskim” (znaną powszechnie pod tytułem „Bóg się rodzi”): „Podnieś rączkę, Boże Dziecię, błogosław ojczyznę miłą”. Zwraca także styl wizerunku, odmienny od powszechnie występujących oleodruków, charakterystyczny natomiast dla malarstwa młodopolskiego. Nic dziwnego, jest to bowiem reprodukcja obrazu Włodzimierza Tetmajera „Matka Boska Bronowicka” (występującego też, jak np. na naszym egzemplarzu, pod tytułem „Matka Boska Bronowska”).
Włodzimierz Tetmajer, malarz, poeta, prozaik i dramaturg, działający na przełomie XIX i XX wieku, to jeden z najważniejszych twórców okresu zwanego w historii sztuki i literatury Młodą Polską. Jedną z najbardziej charakterystycznych cech tej epoki jest fascynacja kulturą ludową i wykorzystywanie zaczerpniętych z niej motywów w twórczości artystycznej. Można szukać różnych przyczyn tych ludowych inspiracji. Już w okresie romantyzmu artyści fascynowali się ludowością, a szczególnie było to widoczne w krajach pozbawionych własnej państwowości, jak Polska, gdzie w kulturze ludowej zaczęto dopatrywać się jednej z podstaw kształtującej się świadomości narodowej we współczesnym znaczeniu. Podobne zjawisko występowało na przełomie XIX i XX wieku – okresie istotnym dla formowania się kultury ludowej w takim kształcie, jaki znamy dziś z ekspozycji skansenowskich i działalności regionalnych zespołów folklorystycznych. To czas pouwłaszczeniowy, gdy mieszkańcy wsi zaczęli doceniać swą niezależność i tworzyć liczącą się siłę polityczną w postaci pierwszych partii chłopskich. Na ziemiach południowej Polski to także okres autonomii galicyjskiej, dającej większe niż w innych zaborach możliwości rozwoju narodowej i regionalnej tożsamości.
Tetmajer związany był przez całe życie z Galicją, a zwłaszcza z Podhalem i Krakowem. Jego prywatne życie stało się tematem obyczajowej sensacji, gdy zdecydował się poślubić pochodzącą z chłopskiej rodziny Annę Mikołajczykównę z podkrakowskich Bronowic. Później jego przyjaciel, poeta Lucjan Rydel, ożenił się z siostrą Anny, Jadwigą. To właśnie wydarzenie stało się inspiracją dla symbolicznego dramatu „Wesele” autorstwa Stanisława Wyspiańskiego, innego wybitnego młodopolskiego artysty, a Włodzimierz Tetmajer został uwieczniony w dramacie jako Gospodarz.
Obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem w ludowych strojach krakowskich namalowany został w 1916 roku i podarowany do kościoła parafialnego w Bronowicach Wielkich, prowadzonego przez franciszkanów. Dlatego właśnie przyjęła się na jego określenie nazwa Matka Boska Bronowicka (lub Bronowska). W owym czasie Bronowice Małe, miejsce zamieszkania Włodzimierza Tetmajera i jego rodziny, należały do parafii mariackiej w Krakowie, natomiast sąsiednie Bronowice Wielkie posiadały własną świątynię parafialną, do której uczęszczali wierni zarówno z Bronowic Wielkich jak i Małych. Dziś wizerunek ten zwany jest Opiekunką Małych Ojczyzn i otaczany czcią, podobno jednak na początku nie wzbudził zbytniego entuzjazmu wśród lokalnej ludności, a zwłaszcza duchowieństwa. Prawdopodobnie związane jest to z ukazaniem świętych postaci w sposób odmienny od powszechnie obowiązującego kanonu, w strojach ludowych. Jeśli jednak wnikliwiej przyjrzeć się dziejom sztuki sakralnej oraz różnym sposobom przedstawiania Maryi i świętych, okazuje się, że nie jest to pomysł ani szokujący, ani tym bardziej nowatorski. Niemal od początku kształtowania się chrześcijańskiej sztuki sakralnej widać w niej łączenie się dwóch pozornie sprzecznych dążeń: ukazania świętych postaci w ich chwale i majestacie, czemu służył określony kanon przedstawień odwołujący się do nieraz bardzo starych wzorów ikonograficznych, dotyczących także stroju, a z drugiej strony – przybliżenie tych osób odbiorcy, uczynienie ich wizerunków bardziej „ludzkimi” i aktualnymi, czego wyrazem były przedstawienia Marii, Jezusa czy świętych w strojach z epoki, w której tworzył dany artysta. W sztuce sakralnej, głównie w obrazowaniu różnych scen biblijnych, pojawiały się także postacie (zwykle poboczne) w ówczesnych strojach ludowych. Jako przykłady mogą służyć polichromie w starych drewnianych kościołach wiejskich na terenie Polski i sąsiednich krajów, będące dziś interesującym źródłem przy odtwarzaniu wyglądu strojów ludowych w dawnych wiekach. Można też wspomnieć sztukę religijną związaną z działalnością misyjną, zwłaszcza w krajach azjatyckich – wizerunki świętych postaci odpowiadają wyglądowi lokalnej ludności i odziane są w tradycyjne szaty miejscowych kultur.
Bogusława Błażewicz
Ważniejsza literatura:
Franciszek Ziejka, „Włodzimierz Tetmajer, gorące i szlachetne serce”, „Rocznik Biblioteki Kraków”, 2018 (rocznik.biblioteka.krakow.pl; dostęp: 18.09.2020.)
„Opiekunka Małych Ojczyzn. Z o. Eligiuszem Dymowskim OFM rozmawia Agnieszka Konik-Korn”, „Niedziela Małopolska”, 18/2014 (niedziela.pl, dostęp: 18.09.2020.)
Fot. Piotr Droździk
Krzesło
Nr inw. MNS KW 2641 EI/1454
Materiał: drewno
Wymiary: wysokość całości 81 cm, wys. siedziska 44 cm; szer. siedziska – 44,5 cm (przód), 38 cm (tył); boki siedziska – 38,5 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Nowy Sącz (woj. małopolskie)
Zwiedzając zamożną pogórzańską chałupę z Mszalnicy i przyglądając się jej wyposażeniu, możemy dowiedzieć się sporo o tradycyjnych wiejskich rzemiosłach, o pomysłowości dawnych rzemieślników oraz o wytworach ich rąk. W sieni znajdują się mechaniczne żarna na dwie korby – przykład ludowej wynalazczości, oraz wózki powroźnicze – przenośne urządzenia do skręcania powrozów. W zimnej izbie urządzona została pracownia stolarsko-kołodziejska wyposażona w tokarki, warsztat stolarski, „dziada” – tradycyjną ławę do strugania, „kobylicę” do montowania kół oraz zestawy narzędzi używanych przez stolarza i kołodzieja. Przedmioty wytwarzane przez rzemieślników zajmujących się obróbką drewna stanowią znaczną część zwykłego wyposażenia wiejskich domów, są więc także w chałupie z Mszalnicy. To sprzęty, narzędzia i urządzenia używane w domowym gospodarstwie, naczynia klepkowe, ale także meble. Te ostatnie odznaczają się wielką różnorodnością i bogactwem form. Zwiedzając skansen widzimy zarówno bardzo proste sprzęty, nierzadko samorodne – a więc wykonane z wykorzystaniem naturalnego ukształtowania kawałków drewna, jak i przepięknie zdobione i dopracowane dzieła wykwalifikowanych warsztatów stolarskich.
W chałupie z Mszalnicy interesującym przykładem wiejskiego meblarstwa jest stojące w alkierzu krzesło, jedno z trzech, które można znaleźć w tym domu. Wyróżnia się efektownymi ażurowymi zdobieniami oparcia oraz ciekawą, również ażurową konstrukcją siedziska o kształcie trapezu. Oparcie krzesła, zamocowane między dwiema esowato wygiętymi listwami – przedłużeniami tylnych nóg, składa się z dwóch równoległych deseczek o dekoracyjnie ukształtowanych krawędziach. Każda jest dodatkowo ozdobiona wycięciami o charakterystycznym kształcie fantazyjnie uformowanego półksiężyca (choć można się w nim dopatrywać podobieństwa do lecącego ptaka, a nawet nietoperza). Siedzisko natomiast wykonane jest z solidnych listewek, które na środku krzyżują się ze sobą, tworząc kratkę z grubymi „słupkami” i umieszczonymi między nimi cieńszymi „poprzeczkami”. Krzesło zwraca uwagę ciekawą, dekoracyjną formą. Zarazem jednak sprawia wrażenie mebla bardzo solidnego. Ma także pewną surowość linii i lekką asymetrię, wynikającą zarówno z ręcznego wykonania, jak i z wielu lat użytkowania, które wygładziły i przyciemniły drewno, zaokrągliły krawędzie, uwydatniły naturalne rysy i pęknięcia.
Krzesła w wiejskich domach zagościły dość późno – dopiero na przełomie XIX i XX w. W dawniejszych czasach do siedzenia służyły różnego rodzaju ławy (można było na nich również spać). W niektórych starych budynkach zachowały się archaiczne ławy przyścienne, na stałe zamontowane wzdłuż ścian. Można je zobaczyć między innymi właśnie w chałupie z Mszalnicy, w kuchni. Od niepamiętnych czasów korzystano również ze stołków o różnorodnych formach. Ich najprostszym a zarazem bardzo ciekawym rodzajem były samorodne sprzęty wykonane z kawałka pnia z zachowanymi fragmentami gałęzi służącymi jako nóżki. Najczęściej spotykane są stołki z kawałka deski służącego jako siedzisko, z osadzonymi od spodu nogami z drążków. Od kilku stuleci w wiejskich domach można było spotkać tzw. zydle. Są to stołki z oparciem, często bogato zdobione, z ozdobnie wycinanymi krawędziami lub dekoracją malarską. Jeśli mają oparcie, czym właściwie różnią się od krzesła? Zazwyczaj konstrukcja krzesła jest wzmocniona listwami tworzącymi ramę pod siedziskiem, często też dodatkowymi poziomymi listewkami łączącymi nogi. Również oparcie zwykle zamocowane jest na przedłużonych ku górze tylnych nogach. Rozmaitość konstrukcji krzeseł jest bardzo duża, dlatego czasem trudno je odróżnić od zydla. Dawniej krzesła w wiejskich chałupach uznawane były za meble luksusowe. Na krześle siadał gospodarz oraz traktowani z szacunkiem goście, ustawiano je w izbie przy stole, gdzie jadano świąteczne posiłki. Z czasem sprzęty te stały się łatwiej dostępne dla mieszkańców wsi i stopniowo wypierały dawne ławy i zydle.
Krzesła, podobnie jak inne meble, wykonywane były przez stolarzy. Co ciekawe, rzemiosło to wyodrębniło się z ciesielstwa dopiero w średniowieczu, w związku z pojawieniem się nowych narzędzi pozwalających na bardziej precyzyjną obróbkę drewna. Cieśle zajmowali się budownictwem, natomiast stolarze przejęli wytwarzanie mebli i stolarki budowlanej (drzwi, okna, schody itp.). Na początku stolarze działali głównie w miastach. Znane było w Polsce kilka dużych ośrodków produkujących wysokiej jakości meble – np. Gdańsk, Toruń, Elbląg czy Kolbuszowa. Na wsi stolarze pojawili się na przełomie XVIII i XIX w. Wcześniej mieszkańcy wsi wykonywali proste meble we własnym zakresie bądź korzystali z usług cieśli. Dopiero w XIX wieku, a zwłaszcza w okresie pouwłaszczeniowym w wiejskich domach coraz powszechniej zaczęły pojawiać się bardziej „luksusowe” wyroby z drewna: dekoracyjna stolarka okienna czy drzwiowa oraz meble – malowane skrzynie, krzesła, ozdobne ławy z oparciami czy stoły na toczonych nogach albo o konstrukcjach nawiązujących do wzorów renesansowych, łóżka o ozdobnych zapleckach. Szafy na Sądecczyźnie pojawiły się dopiero w okresie międzywojennym, stopniowo wypierając dawne malowane skrzynie. Mieszkańcy wsi korzystali zarówno z usług lokalnych stolarzy prowadzących warsztaty w miastach, jak również stolarzy wiejskich. Taki właśnie warsztat można oglądać w chałupie z Mszalnicy, a stojące w sąsiednim pomieszczeniu krzesło stanowi piękny przykład kunsztu i solidności tych rzemieślników.
Bogusława Błażewicz
Ważniejsza literatura:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Roman Reinfuss, „Meblarstwo ludowe w Polsce”, Wrocław 1977
Zbigniew Adam Skuza, „Ginące zawody w Polsce”, Warszawa 2006
Fot. Piotr Droździk
Kołowrotek i przęślica przysiadkowa
Nr inw. MNS KW 7052, EI/1450
Materiał: drewno
Wymiary: wysokość kołowrotka: 99 cm, wysokość przęślicy: 54 cm, długość przysiadki: 74 cm
Miejsce pochodzenia: Mszalnica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Jednym z ciekawszych sprzętów, stanowiących wyposażenie chałupy z Mszalnicy, jest znajdujący się w alkierzu pionowy kołowrotek o napędzie nożnym wraz z przęślicą przysiadkową. Opisywane eksponaty z mszalnickiej chałupy pokazują, iż na Sądecczyźnie jeszcze w pierwszej połowie XX wieku pozyskiwano nici za pomocą tych starych w swym rodowodzie przedmiotów.
Najstarszym narzędziem przędzalniczym, występującym już w prehistorii, było wrzeciono, które składało się z podłużnego kawałka drewna w kształcie iglicy, w którego dolnej części umieszczony był ciężarek zwany przęślikiem. Ułatwiał on ruch obrotowy, powodujący skręcanie się włókna i nawijanie przędzy. Narzędziem współpracującym z wrzecionem była przęślica, która miała różne formy. Na naszym terenie była to przęślica przysiadkowa z krężlem; składała się z dwóch elementów: drewnianego drążka, czasem pięknie toczonego, oraz również drewnianego „krężla” o wydłużonym stożkowatym kształcie, nałożonego na drążek. Na krężel nakładano surowiec włókienniczy, zwany powszechnie kądzielą. Drążek przęślicy mocowano do podłużnej deseczki – przysiadki, na której siadała prządka. Z założonej na przęślicę kądzieli prządka lewą ręką skubała pasemka włókien i skręcała, jednocześnie prawą wprawiała w ruch wrzeciono, które w miarę przędzenia opadało do ziemi. Następnie gotową nić nawijała na wrzeciono i powtarzała całą sekwencję ruchów. Udoskonaleniem przędzenia na wrzecionie był kołowrotek. Pierwotnie był to kołowrotek ręczny, natomiast od XVI wieku zastąpił go wynaleziony w Norymberdze kołowrotek o napędzie nożnym. Dzięki niemu można było jednocześnie prząść i nawijać nici. Często, tak jak w przypadku skansenowskiej chałupy z Mszalnicy, do przędzenia na kołowrotku używano również przęślice przysiadkowe. Wyprodukowane w ten sposób nici, zwinięte na motowidle w tzw. łokcie, zanoszono do wiejskiego tkacza, zwanego „knapem”, który na swym warsztacie tkackim produkował z nich materiał.
Narzędzia do przędzenia znajdowały się w każdym wiejskim wnętrzu mieszkalnym. Produkcja przędzy była pracą sezonową wykonywaną głównie przez kobiety i znana była już od najdawniejszych czasów, co potwierdzają znaleziska archeologiczne. Podobnie jest z rodzajem wykorzystywanego surowca, którym były len, konopie oraz owcza wełna. Źródła pisane informują nas też, że obróbka włókna oraz tkanie płócien były jedną z form pańszczyzny nakładanej na chłopów w poprzednich stuleciach.
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Maria Brylak-Załuska, „O kulturze ludowej Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 1993
Zbigniew Skuza, „Ginące zawody w Polsce”, Warszawa 2006
Fot. Piotr Droździk
Karawan pogrzebowy
Nr inw. MNS KW 18989, EI/5488
Wymiary: wysokość: 221 cm, szerokość 128 cm, długość 325 cm
Na ekspozycji Sądeckiego Parku Etnograficznego znajduje się wiele przedmiotów wyjątkowych, nietypowych dla wiejskiej rzeczywistości kulturowej, aczkolwiek pojawiających się w niej, lub też przedmiotów związanych ze szczególnym czasem w życiu rodziny i społeczności, oderwanym od zwykłej, codziennej rutyny. Do grupy takich eksponatów zdecydowanie należy karawan pogrzebowy.
Karawan zwany również „wozem pogrzebowym” wykonany został z drewna. Ma cztery drewniane koła, z których tylne są większe. Ramy i krawędzie całej konstrukcji wycięte są w dekoracyjny sposób.Cały powóz jest w brązowym kolorze. Przestrzeń, w której umieszczana była trumna ze zmarłym, składa się z czterech ścian, z których trzy są przeszklone. Widoczne w nich są ozdobne firanki z napisem „Spoczywaj w pokoju”. Spód wozu zdobią malowane wzory w postaci dwóch palm skrzyżowanych ze sobą końcami. Dach powozu wieńczy drewniany krzyż. Na przodzie ozdobna ławka przeznaczona dla woźnicy.
Karawany służące do transportu zmarłego z domu do kościoła parafialnego i dalej na cmentarz częściej występowały w miastach i miasteczkach Galicji niż na wsi. Jednakże zdarzało się, iż zamożny gospodarz wynajął z miejskiego domu pogrzebowego taki powóz, podnosząc tym samym rangę i wyjątkowy charakter ostatniej drogi swojego zmarłego krewnego. Powszechnie na wsi używano w tym celu zwykłego drewnianego wozu wyściełanego sianem. Ostatnie chwile zmarłego na świecie, a także odprowadzenie go na miejsce wiecznego spoczynku związane było z licznymi zwyczajami, zakazami, nakazami i wyjątkowymi zachowaniami. Do momentu pogrzebu życie domowników nabierało innego charakteru, a wszystkie czynności koncentrowały się wokół godnego pożegnania zmarłego i zapewnieniu jego duszy szczęśliwego przejścia na tamten świat. Część z nich służyła także ochronie domowników i całego dobytku przed szkodliwą siłą nieboszczyka, której się obawiano.
Fakt ten wynikał ze szczególnej wiary, zgodnie z którą dusza zmarłego przez trzy dni, a dokładniej do momentu pogrzebu, przebywała pomiędzy domownikami. Zatem osoba zmarła znajdowała się na granicy dwóch światów – nie należała już do fizycznego świata żyjących, jednakże zarazem jej dusza nie była pełnoprawnym członkiem świata transcendentnego. Aby umożliwić duszy zmarłego odejście, rodzina i sąsiedzi zbierali się wieczorami na wspólnej modlitwie, tzw. „Różańcu”, podczas którego odmawiano właśnie różaniec, poza tym litanie i śpiewano rozmaite pieśni żałobne. Spotkaniom tym przewodniczyła osoba o pięknym, silnym głosie tzw. „przewodnik” lub „śpiywok”. Kiedy ciało zmarłego przebywało w domu, zasłaniano lustra, zatrzymywano zegary, nie wykonywano głośnych prac, tak aby nie zakłócać jego spokoju. Kiedy wyprowadzano zmarłego z domu do kościoła, uderzano trumną trzykrotnie o próg budynku, co było symbolicznym pożegnaniem z domem. W tym czasie domownicy wywracali ławy i krzesła, tak aby dusza nie „zasiedziała” się w tym miejscu. Wierzono również że dusza zmarłego uczestniczy w pogrzebowym kondukcie. Miała siedzieć w tym czasie na trumnie lub podążać za wozem ze swymi doczesnymi szczątkami. Niejednokrotnie kondukt szedł wolniej, tak aby dusza mogła za nim nadążyć. Istniało przekonanie, że – po dopełnieniu wszystkich modlitw i nakazanych czynności – więzy duszy z tym światem rozwiązują się i trafia ona do innej rzeczywistości, dzieje się to w momencie, kiedy pierwsza grudka ziemi zostaje rzucona na trumnę.
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Anna Kowalska – Lewicka, „Wierzenia i zwyczaje związane ze śmiercią”,[w:] A. Kowalska-Lewicka (red.), Studia z kultury ludowej Beskidu Sądeckiego, Wrocław 1985
Magdalena Kroh, „Kumosia kumosi gorzołecke nosi. Zwyczaje narodzinowe i pogrzebowe w Podegrodziu”, Podegrodzie 2009
Dziad kołodziejski
Przęślica / Kołowrotek
AUDIODESKRYPCJA
Chałupa z Mszalnicy/ nr 20
Opis wnętrza chałupy z Mszalnicy
Dziad do strugania
Kobylica
Warsztat stolarski
Żarna na dwie korby w chałupie z Mszalnicy
Wózek powroźniczy
Półka i łyżnik
Ślufanek
NR. 23-24 ŚREDNIOZAMOŻNA ZAGRODA Z NIECWI
Zagroda z Niecwi, z połowy XIX w., składa się z chałupy i stajni pod jednym dachem (nr 23) oraz stodoły ze spichlerzem (nr 24).
W budynku mieszkalnym z przelotowej sieni wchodzi się do jedynej izby, umieszczonej po prawej stronie. Chałupa jest dymna. W izbie duża nalepa z piecem chlebowym i kotłem zawieszonym nad paleniskiem. Krowy stały w izbie – miejsce przeznaczone dla nich znajduje się po lewej stronie. Izba wyposażona jest w powszechnie używane meble, sprzęty i naczynia z początku XX w., a więc łóżko i wyrko, półki na naczynia, stół, skrzynię na odzież, żarna do mielenia ziarna na mąkę.
W chałupie prezentowany jest wyrób gontów – jedno z najpowszechniejszych w karpackich wsiach zajęć pozarolniczych. Pośrodku izby do tragarza przybity jest słup z zamontowanym archaicznym imadłem do strugania gontów, tak zwanym „wilkiem”.
Lewa część budynku jest podzielona poprzecznie – z jednej strony stajnia na woły z wydzielonym pomieszczeniem dla świń, z drugiej ciemna komora o charakterze gospodarczym z dużym sąsiekiem na zboże, żerdką na odzież roboczą i sprzętami potrzebnymi w domu.
Kociołek żeliwny nad paleniskiem
Nr inw. MNS KW 2758, EI/1666
Wymiary: wysokość 30 cm, średnica 33 cm
Mimo zarządzeń władz austriackich, nakazujących budowę ogniotrwałych kominów, obowiązujących od połowy XIX w., jeszcze pod koniec stulecia większość domów w karpackich wsiach była kurna. W „Ustawie ogniowej dla gmin wiejskich” z 18 lipca 1768 (ogłoszonej powtórnie w 1856 r.) zachęcano dwory i gminy „aby wapno paliły i cegielnie budowały”, dostarczając materiału niezbędnego do stawiania kominów ogniotrwałych, obowiązkowych w nowo powstających budynkach mieszkalnych i przebudowywanych domach. Widząc, że „największe niebezpieczeństwo pożaru z zaniedbania kominów pochodzi”, nakazywano władzom, „aby nawet drogą przymusową znaglały do opatrzenia w pewnym czasie wszystkich domów w kominy”. Ustawa zakazywała stawiania kominów z drewna, ale – w braku cegły, dopuszczała kominy robione „z błota lub plecionek, wewnątrz i na zewnątrz dobrze gliną oblepionych” (taki „komin z błota” można zobaczyć w przeniesionej do sądeckiego skansenu pogórzańskiej chałupie z Lipnicy Wielkiej). Mieszkańcom wsi zalecano także daleko idącą ostrożność względem ognia. W ustawie znalazły się uwagi typu: „Nikt nie powinien po niebezpiecznych od ognia miejscach tytoniu kurzyć, choćby fajka nawet przykrywką opatrzona była”, czy pouczenie, iż „Gospodarze mają swym żonom, córkom i służebnicom jak najsurowiej zalecać, aby przy gotowaniu ze smalcem ostrożnie sobie postępowały, a osobliwie gdy się smalec zajmie, wody do niego nie lały, ale płomień przez przykrycie naczynia gasiły”. Dymność chałup likwidowano powszechnie dopiero po I wojnie światowej. Zdarzało się, że piece bez kominów funkcjonowały nawet do lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku.
W chałupach kurnych, czyli dymnych – nie mających komina, piec zajmował blisko czwartą część pomieszczenia. Zwykle był stawiany w rogu kuchni, przy ścianie od strony sieni lub drugiej izby, tak by ogrzewał sąsiednie pomieszczenie. Budowano go z kamienia spajanego gliną. Składał się z niższego, rozłożystego trzonu z nalepą na wierzchu i ustawionej na nim węższej bryły pieca chlebowego, z czeluścią na kilka, a u majętniejszych gospodarzy, nawet kilkanaście bochenków chleba. W biedniejszych chałupach nie było pieca chlebowego, miejsca w kuchni starczało tylko na nalepę i część grzewczą. Wnęki w dolnej części pieca służyły do podsuszania opału, niekiedy trzymano tam kurczęta.
Ogień do przygotowania potraw rozpalano bezpośrednio na nalepie. Szczególną rolę w dymnej izbie spełniał duży żeliwny lub miedziany kocioł zawieszany bezpośrednio nad paleniskiem. Podgrzewano w nim wodę, ale jednocześnie chronił przed pożarem. Wygaszał iskry, które rozbijały się o jego dno, przeciwpożarowo działała także unosząca się nad naczyniem para.
Do gotowania służyły gliniane garnki, które stawiano na „dynarkach” („drajfusach”) – żeliwnych podstawkach na trzech nogach wykuwanych przez wiejskich kowali, niejednokrotnie w ozdobnych formach. Pęknięte garnki gliniane drutowano. Siatką z drutu zabezpieczano też nowe naczynia. Zajmowali się tym wędrowni rusińscy druciarze z Białej Wody w Pieninach lub słowaccy, ze wsi po południowej stronie Karpat. W wiejskich kuchniach oprócz glinianych używano też żeliwnych garnków i kociołków, często na trzech nóżkach. Były to tak zwane „żeleźniaki” („spiżoki”). Do wytapiania słoniny najlepsze były niewielkie „ryneczki” z długim uchwytem. Od lat trzydziestych XX w. gospodynie coraz chętniej używały garnków emaliowanych, uważanych za eleganckie i nowoczesne.
Dym z paleniska rozchodził się swobodnie po izbie i gromadził grubą warstwą pod powałą. Przy niskim ciśnieniu lub wietrze kłębił się wszędzie. Dym wylatywał drzwiami do sieni, a bezpośrednio na strych przez „woźnicę” (na Pogórzu zwaną też „woźniarką”). Był to otwór wycięty w powale, zasłaniany drewnianą klapką. Musiał być oddalony od pieca, by iskry nie podpaliły poszycia dachu. Dym ze strychu wydostawał się przez dach i specjalnym dymnikiem. Na Łemkowszczyźnie sądeckiej otwór dymnikowy, znajdujący się w szczycie dachu, był niekiedy osłaniany koszyczkiem z gontów.
Ponieważ powałę i górną część ścian pokrywała zawsze gruba warstwa sadzy, nie bielono ich. Szarą glinką rzeczną lub wapnem pokrywano jedynie dolne części ścian oraz piec. W kurnych chatach pod powałą mocowano „polenia” – dwie równoległe belki, na których suszyło się drewno opałowe. Używano ich także do wędzenia serów, kiełbas i słoniny, suszono na nich len czy drewno na gonty.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Maria Brylak-Załuska, „Zarys kultury materialnej Lachów Podegrodzkich”, [w:] „Podegrodzie i gmina podegrodzka. Zarys dziejów”, Kraków 2014, s. 835-900
Wawrzyniec Kosiba, „Siedziby ludu, [w:] „Ziemia Biecka. Lud polski w powiatach gorlickim i grybowskim”, Praca zbiorowa pod redakcja Seweryna Udzieli napisana w latach 1889-1895, wydana z rękopisu, Nowy Sącz 1994, s. 21-30
Magdalena Kroh, „Wyposażenie wnętrza domu”, [w:] „Kultura ludowa Górali Sądeckich”, red. K. Ceklarz, M. Kroh, Kraków 2016, s. 195-220
Półka na naczynia
Nr inw. MNS KW 15105 EI/1638
Materiał: drewno
Wymiary: wysokość: 86 cm, szerokość: 28 cm, długość: 79 cm
Miejsce pochodzenia: Gródek (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Do przechowywania naczyń stołowych, żywności i drobnych sprzętów gospodarstwa domowego służyły półki. Najczęściej umieszczane były na ścianie w pobliżu trzonu kuchennego.
Na półce w chałupie z Niecwi umieszczone są fajansowe kubeczki, gliniany garnek z jednym uchem czy płócienne worki, w których przechowywano sypkie produkty. Są tam również szklane słoje przykryte lnianymi szmatkami, gdzie mogły znajdować się wszelkie lecznicze mikstury. Półka kończy się charakterystyczną, drewnianą drabinką, tzw. „korabkiem”. Przypomina ona wyglądem współczesne, zawieszane w kuchni suszarki na naczynia. Podobnie w skansenowskiej chałupie umieszczone są tam duże, białe miski oraz okazały, gliniany durszlak. Drewniana listewka korabka posiada niewielkie otwory, do których wetknąć można było łyżki i rogalki. W ten sposób pełniła także funkcję łyżnika.
Opisywana półka ma ozdobnie wycięte krawędzie desek. Mimo to nie jest zbyt reprezentacyjna; jest typowa dla wnętrz dymnych kuchni wiejskich (jak w chałupie z Niecwi, gdzie nie było komina do lat 30. XX w.). Natomiast jednym z najokazalszych mebli służących do przechowywania naczyń był kredens. Jest to typ mebla charakterystyczny dla meblarstwa stylowego w średniowieczu i renesansie. Posiada dwie części i składa się z głębszej podstawy oraz węższej nastawy. W meblarstwie ludowym pojawił się w połowie XIX stulecia. Na Sądecczyźnie kredensy spotkać można było na początku XX wieku u zamożnych gospodarzy. Mebel ten świadczył o pozycji społecznej i materialnej właściciela.
Opr. Kamil Basta
Bibliografia:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Fot. Piotr Droździk
Półka na naczynia tekst prosty
Łyżnik
Nr inw. MNS KW 5486, EI/274
Wymiary: wysokość 15 cm, długość 21,5 cm, szerokość 13 cm, grubość deski: 8 mm
Materiał: drewno
Pochodzenie: Gostwica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Drewniane łyżki, za pomocą których spożywano codzienny posiłek; mniejsze i większe rogalki, warzechy, chochle… Wszystko to trzeba było gdzieś przechowywać. Służył do tego łyżnik, zawieszony na ścianie w pobliżu pieca kuchennego.
W chałupie z Niecwi łyżnik posiada formę drewnianej, półkolistej deseczki z dziewięcioma wyciętymi, owalnymi otworami, o średnicy około 3 cm, przeznaczonymi na wymienione wcześniej przedmioty. Deseczka przytwierdzona jest prostopadle do drewnianego, prostego uchwytu. Pośrodku uchwytu znajduje się niewielki otwór, służący do zawieszania łyżnika na ścianie.
Łyżnik z chałupy z Niecwi jest przykładem prostego sprzętu gospodarstwa domowego sprzed lat. Jednakże łyżniki oprócz funkcji użytkowej zaspokajały również potrzeby estetyczne i dekoracyjne. Wiele z nich miało snycerski ornament złożony z motywów roślinnych, rozet i innych elementów geometrycznych. Późniejsze łyżniki zdobione były także ornamentami ażurowymi. Szczególną biegłością w wykonywaniu ozdobnych łyżników odznaczali się górale z Podhala, dokumentując tym samym chłopski zmysł artystyczny.
W opisywany skansenowski łyżnik oprócz drewnianych łyżek i rogalek wetknięte są także trzy łyżki metalowe, które w takiej chałupie można uznać za sprzęt luksusowy.
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Maria Brylak-Załuska, „O kulturze ludowej Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 1993
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
„Wilk” do strugania gontów
Nr inw. MP 2801
Materiał: drewno
Datowanie: pocz. XX w.
W chałupie z Niecwi pośrodku izby postawiony został okazały słup, który niejako stanowi oś całego pomieszczenia, wokół której koncentrowało się codzienne życie domowników. Na słupie umieszczony jest tzw. „wilk”, czyli proste, drewniane urządzenie pełniące rolę imadła, na którym strugano gonty do przykrycia dachu.
Gonty to krótkie, łupane, odpowiednio obrobione deseczki, które do pokrycia dachu zaczęły pojawiać się na polskiej wsi w XVII wieku. Wykorzystywano w tym celu najlepszej jakości drewno iglaste, które nie jest poskręcane i nie ma sęków. Wyrób gontu rozpoczynano od łupania siekierą, promieniście, odpowiednio przyciętych pni. Uzyskane w wyniku łupania deszczułki, o przekroju klina, unieruchamiano w „wilku” lub „kobylicy”, a następnie strugano ostrugiwano „ośnikiem”, czyli narzędziem w formie noża z rączkami po obu stronach ostrza, wygładzając powierzchnię gontu. W grubszej części wycinano rowek zwany wpustem.
W podgórskiej części Sądecczyzny, zwłaszcza w Kotlinie Sądeckiej, częściej występowały dachy kryte żytnią słomą. Wiązało się to z dostępnością surowca, a także z jego jakością. Na urodzajnych glebach żyto osiągało duże rozmiary, przez co słoma była odpowiednio długa, ażeby pokryć nią dach. Natomiast tereny obfitujące przede wszystkim w lasy dostarczały materiału do wyrobu gontów. Na wybór odpowiedniego surowca wpływ miała również cena.
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Zbigniew Skuza, „Ginące zawody w Polsce”, Warszawa 2006
Maria Brylak-Załuska, „O kulturze ludowej Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 1993
Zenon Szewczyk, „Słownik gwary Lachów Sądeckich”, 2014
Skrzynka z narzędziami stolarskimi
Skrzynka z narzędziami stolarskimi
Nr inw. MNS KW 15106 EI/1615
Materiał: drewno
Wymiary: długość: 62 cm, szerokość: 23 cm, wysokość całkowita: 55 cm
Miejsce pochodzenia: Gródek (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Co możemy znaleźć we współczesnej skrzynce na narzędzia? Na pewno cały zestaw kluczy potrzebnych do odkręcania śrub, śrubokręty gwiazdkowe i płaskie, młotki różnych wielkości, miarkę, gwoździe, zestaw kluczy imbusowych. Można by tak długo wymieniać… Ale co możemy znaleźć w skrzynce na narzędzia sprzed ponad stu lat?
Doskonałym przykładem jest drewniana skrzynka na narzędzia z rączką, odstawiona pod ścianą chałupy z Niecwi. Jej wnętrze kryje piękne w swej prostocie i niezwykle potrzebne narzędzia wykorzystywane przez wiejskiego stolarza. Znajdziemy tam m.in.: dłuto; świder będący prototypem współczesnej wiertarki elektrycznej; łyżnię; różnej wielkości heble czyli metalowe ostrza „żelazka” osadzone w podłużnych klockach. Co ciekawe, różnorodność hebli powoduje, iż można je podzielić na trzy podstawowe grupy: do obróbki powierzchni, do wykonywania złączy oraz do wykonywania zdobień – tzw. zdobniki. W naszym skansenowskim przyborniku w dalszej kolejności znaleźć można ośniki z charakterystycznymi dwoma rączkami, strugi wykorzystywane do wykonania gontów, ściski stolarskie do przytrzymywania poszczególnych elementów przy pracy oraz najbardziej podstawowe – piłka ręczna i niewielki nóż w drewnianej oprawie.
Stolarstwo rozwinęło się na wsi na przełomie XVIII i XIX wieku, kiedy chłopi zaczęli nabywać skrzynie do przechowywania odzieży. Gdy po uwłaszczeniu zaczęło rozwijać się wiejskie budownictwo mieszkalne, wzrósł popyt na takie wyroby stolarskie, jak konstrukcje ramowe drzwi i okien, okiennice a także meble. Zamawiano proste stoły, stołki, krzesła, ławy, szlufanki, łóżka, kołyski, skrzynie, półki na naczynia. Stolarstwo na wsi w dużej mierze było pracą sezonową, wykonywaną w okresie jesienno–zimowym. Podstawą utrzymania stolarza była przede wszystkim ziemia i to prace rolnicze stanowiły priorytet. Rzemiosło było formą dodatkowego zarobkowania. Ilość przyjmowanych przez wiejskiego stolarza zamówień związana była z jego uzdolnieniami, zapotrzebowaniem lokalnej społeczności i jej stopniem zamożności, a także z odległością wsi stolarza od najbliższego stolarskiego ośrodka miejskiego, jak np. Kalwaria Zebrzydowska. Często stolarze łączyli wiele fachów związanych z obróbką drewna, zajmowali się też kołodziejstwem, bednarstwem czy gonciarstwem.
Kamil Basta
Bibliografia:
Zbigniew Skuza, „Ginące zawody w Polsce”, Warszawa 2006
Mieczysław Schreiber, „Przewodnik stolarski”, Tarnów 1922.
Piec dymny
NR 66 KRZYŻ PRZYDROŻNY Z POLAN
Krzyż z Polan to kopia obiektu dziewiętnastowiecznego. Krzyż z płaską sylwetką Chrystusa, wyciętą w desce lipowej i pomalowaną farbą olejną, nakryty łukowatym blaszanym daszkiem. Tego typu krzyże na przełomie XIX i XX wieku często stawiano przy drogach na pograniczu łemkowsko-pogórzańskim.
Drewniany krzyż przydrożny
Materiał aranżacyjny
Materiał: drewno
W sektorze Pogórzan, przy drodze prowadzącej do dworu z Rdzawy znajduje się wysoki drewniany krzyż z płaską sylwetką Chrystusa. Postać została wycięta w desce lipowej i namalowana olejną farbą. Krzyż wieńczy blaszany daszek w kształcie łuku, a sylwetkę ukrzyżowanego zdobią dodatkowo barwne szarfy, rozciągnięte symetrycznie po obu stronach krzyża i zaczepione o drewniany prostokątny płotek otaczający krucyfiks.
Krzyż w skansenie jest kopią XIX-wiecznego obiektu ze wsi Polany, położonej między Grybowem a Krynicą. Tego typu krzyże były bardzo popularne na przełomie XIX i XX wieku na pograniczu łemkowsko-pogórzańskim. W późniejszym czasie wizerunki na desce zostały zastąpione blachą, która rozpowszechniła się dzięki rozwojowi hutnictwa i stała się materiałem łatwo dostępnym.
Krzyże przydrożne są bardzo popularnym rodzajem wiejskiego pomnika, których zadaniem było utrwalanie pamięci o ludziach, wydarzeniach bądź pełnienie funkcji ochronnych. Stawiano je zwłaszcza w chwilach zagrożenia, w czasach zarazy, chorób i innych niebezpieczeństw. Krzyże lokowano najczęściej na rozstajach dróg, przy mostach i w miejscach granicznych, gdzie miały chronić przed działaniem sił niepożądanych. Przydrożny krzyż był wyrazem pobożności mieszkańców danej wsi i wyznaczał obszar przestrzeni bezpiecznej. Bardzo często pełnił także rolę drogowskazu i pozwalał na orientację w terenie. Krzyże niejednokrotnie były ozdabiane kwiatami i barwnymi szarfami, a przechodnie pochylali przed nimi głowy i zatrzymywali się na krótką modlitwę.
Justyna Stasiek-Harabin
Ważniejsza literatura:
Magdalena Kroh, „Sądecki Park Etnograficzny. Przewodnik”, Nowy Sącz 2009
Tadeusz Seweryn, „Kapliczki i krzyże przydrożne w Polsce”, Warszawa 1958
NR 79 WIATRAK ZE STAREJ WSI
Wiatrak ze Starej Wsi wybudowany w 1948 roku przez Szymona Kruczka i Wawrzyńca Serafina. Pracował do ok. 1985 roku. Reprezentuje typ koźlaka. Korpus obiektu ustawiony jest na metalowym, nieruchomym słupie w jego osi, w środkowej partii obudowanym drewnem. Pozwalało to na obracanie całej obudowy wraz z mechanizmem, dostosowując jej położenie do aktualnego kierunku wiatru. Na ścianie frontowej znajduje się koło wietrzne, z ośmioma drewnianymi łopatami, związane za pomocą metalowej przekładni z mechanizmem wewnętrznym, który służył głównie do napędzania żaren. Przez pewien czas do poziomego mechanizmu obrotowego za pomocą pasa podpięte było urządzenie wytwarzające prąd elektryczny. Ściany budynku stanowi drewniany oszalowany od zewnątrz deskami i listwami.
w przygotowaniu