filie

NR 29 KUŹNIA Z CZACZOWA

Kuźnia z Czaczowa służyła właścicielom i okazyjnie sąsiadom. Zbudowana w 1899 roku. Ciekawostką są nacięcia na zrębie, którymi cieśla naznaczył kolejność belek przy przenoszeniu kuźni z terenu zalewowego w inne miejsce gospodarstwa.
Wewnątrz wyposażenie kuźni wiejskiej z pierwszych lat XX w. Palenisko kamienne ze skórzanym miechem, obok pień z kowadłem, wzdłuż ścian narzędzia kowalskie. Przed wejściem wysoki pieniek do mocowania bormaszyny.

Miech kowalski

Wnętrze kuźni z Czaczowa. Po lewej stronie ciemny miech kowalski. Połączony jest z paleniskiem stojącym po prawej stronie, wykonanym z jasnych kamieni.  Zbliżenie na miech kowalski. Ma postać drewnianych płyt gruszkowatego kształtu połączonych płatami skóry, składającymi się w harmonijkę podczas pracy.

Materiał: skóra, drewno, metal
Wymiary: dł. 130 cm, szer. maks. 62 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Piątkowa (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

Na terenie Sądeckiego Parku Etnograficznego znajdują się trzy kuźnie. Pierwsza z nich to bardzo prosta i zawierająca jedynie podstawowe wyposażenie cygańska kuźnia z Czarnej Góry, rekonstrukcja obiektu z lat 50. XX w. Druga, najpóźniej postawiona w skansenie, to kuźnia z Popowic koło Starego Sącza, pochodząca z okresu międzywojennego. Odbywają się w niej pokazy pracy kowala podczas imprez plenerowych i w ramach projektu rewitalizacji ginących zawodów. Najstarsza jest kuźnia z Czaczowa posadowiona przy skrzyżowaniu dróg (często w takich właśnie miejscach budowano kuźnie) na pograniczu sektora łemkowskiego, dworskiego i pogórzańskiego. Data wyryta obok pięknej rozety cyrklowej na nadprożu tego niewielkiego, zrębowego budyneczku krytego gontem, wskazuje rok 1899 jako czas jego powstania. Wyposażenie kuźni pochodzi z pierwszych lat XX w. i nie różni się zbytnio od innych tego rodzaju wiejskich warsztatów. Kowal obrabia żelazo na kowadle, trzymając rozgrzany kawałek metalu kleszczami i kształtując go za pomocą młotków oraz różnych narzędzi pomocniczych, często służących do wyrobu konkretnych przedmiotów. Wśród tych narzędzi można wymienić np. przebijaki i przecinaki, podkładki i kształtowniki, gwoździelnice czy obuśnice oraz wiele, wiele innych. Oprócz kowadła najważniejsze było w kuźni palenisko. Metal musiał bowiem zostać rozgrzany przed obróbką – jedynie bardzo gorący nabierał odpowiedniej plastyczności i poddawał się kształtowaniu. Odpowiednią temperaturę kawałka żelaza można było rozpoznać po kolorze – im metal jaśniejszy, tym gorętszy. Do rozgrzewania żelaza służyło właśnie palenisko, do początku XX wieku opalane głównie węglem drzewnym. W dawniejszych czasach stosowano też niekiedy korę brzozową – przy braku innego paliwa lub gdy konieczne było szybkie nagrzanie materiału – kora ta spalała się bowiem szybko, jasnym płomieniem, osiągając wysoką temperaturę. Po I wojnie rozpowszechnił się węgiel kamienny, a po II wojnie – koks.

Integralną część paleniska stanowił połączony z nim na stałe miech. Nie inaczej jest w kuźni z Czaczowa, gdzie można podziwiać miech wykonany z drewnianych płyt gruszkowatego kształtu połączonych płatami skóry, składającymi się w „harmonijkę” podczas pracy. Miech służy dostarczaniu odpowiedniej ilości powietrza (a więc i tlenu) do paleniska, dzięki czemu poprzez spalanie paliwa (węgla lub koksu) osiągana jest wysoka temperatura konieczna do rozgrzania metalu. Miech kowalski połączony jest z paleniskiem za pomocą metalowej rurki. Porusza się go natomiast drewnianym drążkiem działającym na zasadzie dźwigni – miech składając się i rozprężając tłoczy powietrze pod palenisko.

Miechy są starożytnym wynalazkiem, a ich pojawienie się związane jest z początkami metalurgii, choć nie wiadomo, gdzie i kiedy używano ich najwcześniej. Ze starożytnego Egiptu znane są miechy poruszane stopami. Miechy stosowano także w dawnym hutnictwie zanim nie wynaleziono skuteczniejszych metod nadmuchu. Co ciekawe, miechów używa się nie tylko w kowalstwie, metalurgii czy wszędzie tam, gdzie należy podnieść temperaturę ognia, ale także np. w instrumentach muzycznych. Miech jest ważnym elementem konstrukcji organów piszczałkowych – tłoczy powietrze do rezerwuaru, skąd jest rozprowadzany do piszczałek pod odpowiednim cieśnieniem. Różnego kształtu i wielkości miechy są również częściami takich instrumentów jak dudy, akordeon, harmonia czy katarynka.

Bogusława Błażewicz

Ważniejsza literatura:
Zbigniew Adam Skuza, „Ginące zawody w Polsce”, Warszawa 2006
Roman Reinfuss, „Ludowe kowalstwo artystyczne w Polsce”, Wrocław – Warszawa – Kraków 1983
Fot. Piotr Droździk

 

Kłódka cylindryczna

Zbliżenie na kłódkę cylindryczną zawieszoną na ścianie kuźni. Kłódka czarna ma formę cylindra, w którym ukryty jest mechanizm zamykania. Kłódka zawieszona za pomocą grubego, ciemnego łańcucha. Ściana we wnętrzu kuźni z Czaczowa. Na ścianie zawieszone różnorodne, żelazne przedmioty. Są to podkowy, kłódki, łańcuchy, zawiasy, obcęgi.

Nr inw. MNS KW 3033, EI/2954
Materiał: żelazo
Wymiary: długość 12,4 cm, szerokość maksymalna 8,5 cm
Datowanie: kon. XIX / pocz. XX w.
Miejsce pochodzenia: Mokra Wieś (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

Jedna z trzech kuźni na terenie Sądeckiego Parku Etnograficznego przeniesiona została ze wsi Czaczów na sądeckiej Łemkowszczyźnie. Wśród zgromadzonego w jej wnętrzu wyposażenia, pozyskanego z różnych miejscowości Sądecczyzny, pomiędzy podkowami, szczypcami kowalskimi i różnymi rodzajami okuć, można znaleźć niewielki  walcowaty przedmiot zawieszony na ścianie na prawo od paleniska. Widać, że jest to jakiś prosty mechanizm, jednak na pierwszy rzut oka jego przeznaczenie wydaje się dość enigmatyczne. Dopiero bliższe oględziny zdradzają, że zagadkowy przedmiot jest kłódką, choć kształtem i konstrukcją różni się wyraźnie od kłódek, do których jesteśmy przyzwyczajeni – najpopularniejszych dziś kłódek płaskich.

Ten rodzaj zamknięcia, który można oglądać w kuźni z Czaczowa, zwany jest kłódką cylindryczną. Wewnętrzny mechanizm kryje się w metalowej obudowie w kształcie cylindra (stąd nazwa). Z boku przymocowany jest ruchomy, hakowaty kabłąk, którego jeden koniec, odpowiednio wyprofilowany, blokuje się w zagłębieniu cylindra. Otwór dla klucza poruszającego mechanizm kłódki umieszczony jest na osi cylindrycznej obudowy, po przeciwległej stronie niż zamknięcie kabłąka. Tak jak w tym egzemplarzu, często do kłódki przymocowana jest krótka pętla z łańcucha. W zbiorach sądeckiego skansenu posiadamy kłódki cylindryczne z kutego żelaza, pochodzące z XIX i początku XX wieku. Są to wyroby lokalnych ludowych rzemieślników wiejskich i małomiasteczkowych – kowali i ślusarzy. Kłódki tej konstrukcji posiadają jednak tradycję dużo starszą, a ich geneza sięga wielu wieków wstecz.

Na podstawie znalezisk archeologicznych można stwierdzić, że kłódki cylindryczne już od stuleci rozpowszechnione były w Europie Środkowej i Wschodniej, a na ziemiach polskich znano je od wczesnego średniowiecza. Podobne urządzenia spotykano także w Chinach, Rzymie i krajach arabskich. Przykłady tych mechanizmów poświadczone są nie tylko w źródłach archeologicznych. Bliższe przyjrzenie się średniowiecznej sztuce, np.  ilustracjom w manuskryptach czy sztuce kościelnej, tak w Polsce jak i w innych krajach europejskich, zdradza wiele interesujących szczegółów związanych z przedmiotami życia codziennego, w tym także tymi, które służyły zabezpieczaniu dobytku. Są to różnego rodzaju okiennice, zawiasy, drzwi, skrzynie zaopatrzone w okucia i zamki, klucze oraz właśnie kłódki. Jeden z przykładów, to wyobrażenie św. Leonarda, w otoczeniu śś. Wawrzyńca i Floriana, będące częścią gotyckiego tryptyku z ok. 1510 roku, pochodzącego z kościoła cmentarnego pw. św. Leonarda w Lipnicy Murowanej, a więc zaledwie ok. 40 km na północny zachód od Nowego Sącza. Oryginał tryptyku umieszczony jest obecnie w Muzeum Diecezjalnym w Tarnowie, natomiast w lipnickim kościele można podziwiać jego kopię. Święty Leonard z Limoges, żyjący na przełomie V i VI wieku pustelnik z rycerskiego rodu, uważany jest za patrona m. in. więźniów oraz jeńców, a do jego atrybutów należą skruszone kajdany lub łańcuch. Święty z lipnickiego wizerunku ma przewieszony przez prawą dłoń okazały łańcuch, na którym wisi obręcz kajdan oraz kłódka cylindryczna – przypominająca kształtem tę znajdującą się w kuźni z Czaczowa w SPE.

Od zarania dziejów ludzie próbowali na różne sposoby zabezpieczyć swój dobytek. Służyły temu, jak wcześniej wspomniano, okiennice i kraty umieszczane w oknach, okucia, zasuwy, zamki oraz kłódki. Wykonywano je z twardego drewna i metalu, a wiele konstrukcji, prostych i skutecznych, nie zmieniło się w ciągu dziejów. Część z nich w niemal identycznej formie używamy do dziś. Na terenie Sądeckiego Parku Etnograficznego, gdzie eksponowane są całe chłopskie zagrody wraz z budynkami i wyposażeniem, można zaobserwować liczne przedmioty, konstrukcje i mechanizmy służące bezpieczeństwu domu i majątku. Są to na przykład proste zasuwy i zamki wykonane z twardego drewna przez wiejskich rzemieślników lub nawet samych gospodarzy, grube, nabijane metalowymi ćwiekami drzwi łemkowskich spichlerzy – „sypańców”, masywne zawiasy pasowe oraz nieduże, ozdobne kraty w okienkach spichlerzy, komór lub budynków gospodarczych – dzieła wiejskich kowali. Nawet sama konstrukcja budynków stanowiła zabezpieczenie przed kradzieżą – wystarczy przyjrzeć się grubym belkom i maleńkim otworom okiennym, za którymi kryły się dobra zgromadzone w komorach chałup czy osobno stojących spichlerzach. Warto także zwrócić uwagę na kłódki i zamki rozmaitego kształtu i formy, umieszczone w drzwiach, ale także skrzyniach czy szafkach. Wiele z tych zamków posiada szyldy wycinane w ozdobne kształty, niczym nie różniące się od przedmiotów znanych ze średniowiecznej ikonografii.

Prezentowane w sądeckim skansenie eksponaty, takie jak kłódka cylindryczna z kuźni z Czaczowa, są dobrym przykładem zjawiska zwanego w etnologii „opadem kulturowym” – kiedy pewne wzory, wytwory czy konstrukcje wychodzą z mody wśród wyższych i zamożniejszych warstw społeczeństwa, ale są przejmowane przez grupy o niższym statusie społecznym i nieraz jeszcze kilka stuleci później można je tam napotkać, szczególnie na terenach położonych nieco na uboczu – jak region karpacki. Jeśli jednak spojrzeć z nieco innej strony, to takie przedmioty, niezmieniające się przez wieki, stanowić mogą przykład ludzkiej pomysłowości i wynalazczości – są to bowiem konstrukcje proste, łatwe do wykonania, wytrzymałe i skutecznie pełniące swoją funkcję. Po co więc zmieniać coś, co dobrze działa?

Bogusława Błażewicz

Ważniejsza literatura:
Kazimierz Moszyński, „Kultura ludowa Słowian”, t. 1:„Kultura materialna”, Warszawa 1967
Roman Reinfuss, „Ludowe kowalstwo artystyczne w Polsce”, Wrocław – Warszawa – Kraków 1983
Karol Łukomiak, „Sposoby zamykania pomieszczeń i skrzyń w późnym średniowieczu na tle źródeł archeologicznych z terenu Polski”, praca magisterska napisana w Katedrze Archeologii Historycznej i Bronioznawstwa pod kierownictwem prof. dr hab. Anny Marciniak-Kajzer, Uniwersytet Łódzki, Wydział Filozoficzno-Historyczny, Instytut Archeologii; Łódź 2015 (akademia.edu, dostęp: 7.09.2020.)
Fot. Piotr Droździk

 

Bormaszyna 

Wejście do kuźni z Czaczowa. Po lewej stronie znajduje się bormaszyna. Ma ona postać okorowanego pieńka przytwierdzonego do grubej drewnianej listwy umieszczonej pionowo na ścianie. U góry listwy znajduje się krótkie drewniane ramię z osadzoną w nim luźno żelazną korbą.

Materiał: metal, drewno
Wymiary: wys. 35 cm, szer. 12,5 cm; wys. pieńka ok. 80 cm, wys. całości z drewnianą podporą ok. 163 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Czaczów (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

Na skraju sektora łemkowskiego, przy skrzyżowaniu dróg stoi niewielka przyzagrodowa kuźnia ze wsi Czaczów. Wnętrze warsztatu kryje wiele dawnych narzędzi i sprzętów używanych niegdyś przez wiejskiego kowala. Nie trzeba jednak nawet wchodzić do środka, by zobaczyć coś ciekawego. Na zewnętrznej ścianie na lewo od wejścia przymocowane jest bowiem urządzenie na pierwszy rzut oka wyglądające dość zagadkowo. Do grubej drewnianej listwy umieszczonej pionowo na ścianie przytwierdzono u dołu okorowany pieniek, a u góry – krótkie drewniane ramię z osadzoną w nim luźno żelazną korbą. Na pionowej listwie przy ścianie widoczne są nawiercone otwory, dzięki którym można domyślić się przeznaczenia tego narzędzia. Służy ono do wiercenia otworów i nosi nazwę „bormaszyna”. Większości z nas słowo „borowanie” kojarzy się wyłącznie z wizytą u stomatologa. Skojarzenie poniekąd interesujące, gdyż w dawnej wsi kowalom zdarzało się także pełnić funkcję „pogotowia dentystycznego” i wyrywać chore zęby. Używali do tego kleszczy niewielkich rozmiarów bądź specjalnego lewarka. Bormaszyna przed wejściem do kuźni nie była jednak oczywiście używana do borowania zębów! Słowo „borować” oznacza po prostu: „wiercić”, więc „bormaszyna” to wiertarka do drewna lub metalu. Dlaczego zatem urządzenie przy kuźni nie nosi po prostu nazwy „wiertarka” i skąd pochodzi słowo „bormaszyna”?

Pojęcie to wywodzi się z języka niemieckiego. Po niemiecku „bohren” oznacza „wiercić, świdrować”, a „dieBohrmaschine” to, jak nietrudno się domyślić, „wiertarka”. Jeśli zapoznamy się z nazwami innych używanych przez kowala narzędzi, to okaże się, że wiele z nich ma również niemieckie pochodzenie. Przykładem może tu być naciągacz do raf kół – drewniany drąg zakończony ruchomym, wygiętym kawałkiem żelaznego pręta. Narzędzie to popularnie zwano „rafcyngiel”. Znane jest nam słowo „cyngiel” – potoczne określenie spustu broni palnej. W języku niemieckim występuje słowo „Abzugzüngel” (od „dieZunge” – język i „der Abzug” – spust), które można tłumaczyć jako „język spustowy.Obręcz to po niemiecku „der Reifen”, obręcz koła – „der Radreifen”. „Rafcyngiel” służył do zakładania na drewniane koła metalowych obręczy. Inny przykład to hufnal (gwóźdź służący do przybijania podkowy) – po niemiecku „der Hufnagel” (od „der Nagel” – gwóźdź, „der Huf” – kopyto). Nakrętki metalowe nazywano „mutrami” (od „dieMutter” o tym samym znaczeniu), a podkładka kowalska, służąca do nadawania odpowiedniego kształtu kutym wyrobom, to „śtanca” / „sztanca” (niem. „stanzen” – tłoczyć, wykrawać) lub „muterlaga” („dieUnterlage” – podkładka). W słownictwie związanym z innymi rzemiosłami również występują liczne zapożyczenia z niemieckiego – można wymienić tutaj choćby: winkiel (kątownik), hebel (strug), raszpla (pilnik), gnyp (nóż szewski), szpilor (narzędzie szewskie przypominające szydło), fangla (czerpak murarski). To zaledwie kilka przykładów, a jest ich o wiele więcej, nie tylko wśród nazw narzędzi, ale również wytworów pracy rzemieślnika – np. mebli czy innych elementów wyposażenia, części wozów, sprzętów rolniczych itp.

Można zadać sobie pytanie, skąd wzięła się tak duża liczba germanizmów w polskim słownictwie rzemieślniczym, zwłaszcza w gwarach południowej i zachodniej Polski?

Zjawisko to sięga odległej przeszłości. W średniowieczu większość polskich miast lokowano lub relokowano na prawie niemieckim, które regulowało także zasady organizacji życia miejskiego i zrzeszania się grup zawodowych w cechy i gildie. Nauka zawodu miała w dawnych wiekach charakter przede wszystkim praktyczny. Nieraz rzemieślnicy szkolili się u mistrzów poza granicami kraju, natomiast do Polski przybywali przedstawiciele różnych zawodów z zagranicy, przywożąc techniczne nowinki i posługując się specjalistycznym słownictwem, które przekazywali uczniom w naszym kraju. Ponadto w średniowiecznej Polsce liczne było niemieckie osadnictwo, zarówno w miastach jak i na wsi. Wielu z tych osadników trudniło się zawodami rzemieślniczymi, wprowadzając własne zwyczaje, metody pracy i terminologię, a język niemiecki był w polskich miastach powszechnie znany. Niemieckie zapożyczenia to głównie słowa związane z rzemiosłem, handlem, budownictwem czy wyposażeniem domów. W większości przypadków było one modyfikowane – dostosowane do polskiej wymowy i pisowni. Dzisiaj nieraz trudno odgadnąć ich etymologię, zwłaszcza, że mogą wywodzić się od słów, które nie są już używane we współczesnej niemczyźnie lub zmieniły zakres znaczeniowy. We współczesnych czasach obserwujemy nieco podobną sytuacją związaną z zapożyczeniami z języka angielskiego, dotyczącymi głównie wielu specjalistycznych terminów lub specyficznych wyrażeń trudnych do zwięzłego przetłumaczenia na języka polski (choć w wielu przypadkach wprowadzanie pewnych słów jest nieuzasadnione praktycznymi potrzebami i nosi jedynie znamiona pewnej mody językowej). Wpływ języka niemieckiego pogłębił się w okresie zaborów na terenach objętych władzą państw niemieckojęzycznych – Prus i Austrii. Sądecczyzna stała się wówczas częścią Galicji podległej Cesarstwu Austriackiemu. Po odzyskaniu niepodległości i później, po drugiej wojnie światowej, podejmowano w Polsce działania mające na celu zastąpienie zawodowego słownictwa niemieckiego rodzimym. Po części się to udało, a wiele terminów wywodzących się z języka niemieckiego przetrwało jedynie w lokalnych gwarach, czego przykładem jest gwara sądecka i pogórzańska.

Bogusława Błażewicz

Ważniejsza bibliografia:
Zenon Piotr Szewczyk, „Słownik gwary Lachów Sądeckich (Podegrodzkich)”, Podegrodzie 2014
Renata Janicka-Szyszko, „Słownictwo rzemiosł w drewnie w leksyku doby nowopolskiej”, Gorzów Wielkopolski 2019 (praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. dr hab. Elżbiety Skorupskiej-Raczyńskiej, Akademia im. Jakuba z Paradyża) [dostęp przez: ajp.edu.pl, 8.10.2020.]
Fot. Piotr Droździk

 

Miech kowalski

 

 

NR. 32-34 ZAGRODA Z WIERCHOMLI WIELKIEJ

6. Zabudowania zagrody z Wierchomli. Po lewej stronie budynek gospodarczy, po prawej drewniana chałupa. Z tyłu widoczna wieża cerkwi z Czarnego. Budynki pokryte śniegiem.

Wielobudynkowa zagroda z Wierchomli Wielkiej  to przykład średniozamożnego gospodarstwa z zachodniej Łemkowszczyzny z przełomu XIX i XX wieku. Składa się z chałupy, budynku gospodarczego i wolno stojącego chlewika. Na podwórzu studnia z kołowrotem oraz umiejscowiona w stoku suszarnia na owoce.

Kurna chałupa (nr 32) zbudowana z jodłowych okrąglaków. Wysoki dach trójspadowy, kryty gontem. Zwieńczenie szczytu ozdobione tzw. koszyczkiem osłaniającym otwór dymnikowy. Chałupa składa się z umieszczonej centralnie sieni oraz kurnej kuchni (po lewej) i reprezentacyjnej izby (po prawej). We wnętrzu odtworzono wyposażenie mieszkania średniozamożnego gospodarza z Łemkowszczyzny sądeckiej z pierwszych lat XX w.
Kuchnia to główne pomieszczenie mieszkalno-gospodarcze. Znajduje się tu obszerny dymny piec i kąt kuchenny. Po drugiej stronie kuchni część sypialna z łóżkiem, nad nim wisząca kołyska i żerdka na codzienną odzież. Za łóżkiem wydzielony kąt dla krowy, którą w czasie ostrej zimy wprowadzano do domu.
Druga izba to pomieszczenie o charakterze reprezentacyjnym. Piec grzewczy ma palenisko w sieni, by nie zadymiać izby. Sprzęty w izbie są pięknymi przykładami dawnego wiejskiego meblarstwa: masywny stół nawiązujący formą do mebli renesansowych, ozdobna ława dosunięta do łóżka, z ruchomym przerzucanym oparciem, co umożliwiało powiększenie powierzchni do spania, dekoracyjny „ramik”, czyli półka na miski i garnuszki, malowane skrzynie wianne. Nad łóżkiem na żerdce wianna pościel w granatowych powłoczkach z drukowanego płótna, dawniej powszechnie używanego na góralszczyźnie także na spódnice i zapaski. Na ścianie przeciwległej do wejścia – rząd oleodruków z kręgu chrześcijaństwa wschodniego.
Budynek gospodarczy z początku XX w. (nr 33) z dwuspadowym dachem, bardzo stromym, sięgającym niemal ziemi. Wewnątrz oszalowana liściarnia, stajnia dla krów i wołów, boisko oraz owczarnia. Wzdłuż tylnej ściany budynku znajduje się wąski, ciemny magazyn na plewy. Chlewik (nr 34) dwukomorowy, na stryszku składzik narzędzi rolniczych.

Sito „trzajniak”

Fragment sieni chałupy z Wierchomli. Pod ścianą ławka, na niej przedmioty codziennego użytku. Pod ławką drewniane niecki. Nad ławką zawieszone duże sito. Zbliżenie na sito. Ma postać dużego drewnianego okręgu. Dno wykonane jest z plecionej na krzyż siatki z łyka.

Nr inw. MNS KW 5032, EI/684
Datowanie: pocz. XX w.
Wymiary: wys. 20 cm, średnica 65 cm
Materiał: drewno sosnowe
Pochodzenie: Łomnica-Zdrój (powiat nowosądecki, woj. małopolskie)

W półmrok sieni chałupy z Wierchomli, pomiędzy różnymi sprzętami gospodarskimi, wtopione jest wiszące na ścianie, charakterystyczne sito o dużych „oczkach”, tzw. trzajniak. Składa się z obręczy zrobionej z łubu oraz plecionki krzyżowej o dużych otworach, wykonanej z łyka. W obręczy znajduje się jeden otwór służący do zamocowania sznurka w celu powieszenia przedmiotu na ścianie. Plecionka dodatkowo została wzmocniona od spodu trzema krzyżującymi się pasmami łyka. Sita i przetaki, niezbędne przedmioty codziennego użytku, w zależności od gęstości splotu siatki służyły do przesiewania mąki lub czyszczenia zboża. Opisywane sito służyło do oddzielania grubych odpadów od ziarna. Często pozyskiwane w ten sposób resztki kłosia młócono ponownie cepem, aby wydobyć tkwiące w nich jeszcze pojedyncze ziarna.

Ten z pozoru prosty przedmiot powstawał w trzech etapach: poprzez produkcję siatek zwanych płócienkami, produkcję drewnianych obręczy tzw. łubów oraz montaż tychże skonstruowanych elementów. Łuby robiono z dartych desek, które obrabiano i wyrównywano ośnikami na drewniane cienkie pasy. Gładkie, oszlifowane pasy zaparzano w gorącej wodzie, a następnie gięto okręcając po kilka wokół słupa o średnicy odpowiadającej wielkości sita. Siatki wyrabiano z włosia końskiego, łyka lub „łoziny”, stosując różne techniki plecionkarskie.

Rzemiosło związane z wyrobem sit zwane jest sitarstwem, a za jego stolicę uznaje się Biłgoraj. Pierwsi sitarze pojawili się w Biłgoraju i okolicy w XVI wieku, zaraz po założeniu miasta, a pierwszy cech sitarski powstał prawdopodobnie w pierwszej połowie XVII wieku. Na rozwój tej profesji wpłynęły doskonałe warunki środowiskowe w postaci bagiennych i lesistych terenów wokół Biłgoraja, które dostarczały niezbędnych materiałów do produkcji łubów i siatek. Według Oskara Kolberga, w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, sitarstwem zajmowało się 1800 mężczyzn i 1200 kobiet, a więc prawie cała ludność Biłgoraja. Nawet młode dziewczęta, od ósmego roku życia, angażowały się w pracę nad wyrobem sit.

Wyrobem sit zajmowano się najczęściej zimą, wiosną natomiast wędrowni sitarze wyruszali w drogę, aby sprzedać swoje wyroby. Podczas podróży handlowych docierali w głąb Cesarstwa Rosyjskiego, do Galicji i dalej na tereny Czech, Austrii i Węgier. W ten sposób pojawiający się na jarmarkach czy w obrębie wiejskich zagród wędrowny sitarz otoczony był aurą obieżyświata, który oprócz sit przywoził garść informacji z „wielkiego świata”.

Kamil Basta

Ważniejsza literatura:
Skuza Zbigniew, „Ginące zawody w Polsce”, Warszawa 2006
Jastrzębski Józef, „Sitarstwo biłgorajskie”, „Prace i Materiały Etnograficzne” 1961
Fot. Piotr Droździk

 

„Kózka” – pochewka na osełkę

Drewniana pochewka na osełkę zawieszona na ścianie. Ma podłużny kształt zakończony stożkowato. Na pochewce widoczne pęknięcia.

Nr inw. MNS KW 3209, EI/2239
Wymiary: długość: 22,7 cm, owal z uchwytem max szerokość: 7,5x 6,5 cm
Materiał: drewno
Pochodzenie: Złotne (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

Na jednej ze ścian w sieni chałupy z Wierchomli zawieszony został niewielki przedmiot. Był on bardzo potrzebny w życiu naszych przodków. Jest nim „kózka”, czyli drewniana pochewka na osełkę. Osełka wykonana była z piaskowca i ostrzono nią kosę. Podłużna kózka została  wydłubana z jednego kawałka drewna. Ząb czasu oraz częste użytkowanie spowodowały liczne, głębokie pęknięcia na jej powierzchni. Aby uniknąć zupełnego zniszczenia pochewka została dodatkowo wzmocniona drutem.

Żaden z kosiarzy nie wyobrażał sobie wykonania swojej pracy bez osełki w kózki. A „siekło się” niegdyś bardzo często. W okresie letnim przy sprzyjających warunkach pogodowych zazwyczaj dwukrotnie organizowano sianokosy. Oprócz tego regularnie koszono trawę dla zwierząt w gospodarstwie. Końcówka lipca upływała pod znakiem żniw. Na Sądecczyźnie zboża koszono kosą zaopatrzoną w charakterystyczne „grabki”. Były to drewniane zęby przymocowane do kosiska. Dzięki nim skoszone zboże nie kładło się, lecz układało w pożądany przez żniwiarzy sposób.

Przed przystąpieniem do pracy kosę trzeba było starannie „wyklepać”. Posługiwano się w tym celu młotkiem i niewielkim metalowym kowadełkiem nazywanym „babką”. Unikano robienia „diabłów”, czyli wszelkich nierówności na płaszczyźnie kosy. Podczas sianokosów i żniw kosę trzeba było naostrzyć przed każdym rozpoczętym pokosem. Ponadto kosa mogła się stępić w różnych okolicznościach, szczególnie, kiedy kosiarz natrafił ostrzem na ukrytą w trawie kretówkę. Kamienna osełka cały czas spoczywała w kózce napełnionej wodą. Każda pochewka, tak jak ta z naszej ekspozycji, posiadała niewielki, kilkucentymetrowy uchwyt, dzięki czemu kosiarz mógł ją sobie zahaczyć o pasek u spodni.

Pośród różnych kózek znajdujących się w skansenie, niektóre oprócz funkcji praktycznych zaspokajały również potrzeby estetyczne. Wiele z nich posiada różnego rodzaju ozdoby, jak np. rzeźbione geometryczne motywy. Co ciekawe, spotkać można było kózki metalowe, a także zrobione z krowiego rogu. Te ostatnie są doskonałym przykładem chłopskiej pomysłowości. Świadczą również o tym, że wszystko w gospodarstwie znajdowało zastosowanie. Wiele przedmiotów zyskiwało swoje „drugie życie”.

Kamil Basta

Ważniejsza literatura:
„Ziemia Biecka. Lud polski w powiatach gorlickim i grybowskim, Praca zbiorowa pod redakcja Seweryna Udzieli napisana w latach 1889-1895, wydana z rękopisu”, red. S. Udziela, Nowy Sącz 1994
Szewczyk Zenon, „Słownik gwary Lachów Sądeckich”, 2014
Fot. Piotr Droździk

Kózka tekst prosty

 

Stołek samorodny

Zbliżenie na drewniany, samorodny stołek. Wykonany z jednego kawałka drewna, Odpowiednio przycięte gałęzie naturalnie wyrastające z pieńka tworzą trzy nogi. Siedzisko wycięte nieregularnie.

Nr inw. MNS KW 5111, EI/676
Materiał: drewno jodłowe
Wymiary: dł. 41 cm, wys. nóżek 31 cm
Datowanie: okres międzywojenny
Miejsce pochodzenia: Łomnica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Wykonawca: Piotr Dziedzina

Na ekspozycji Sądeckiego Parku Etnograficznego można zobaczyć liczne meble i sprzęty domowe charakteryzujące się wysoką jakością wykonania, pięknym zdobnictwem czy pomysłowymi rozwiązaniami konstrukcyjnymi. Znajdują się one nie tylko we dworze, w szkole czy w zamożnych zagrodach, ale też w wielu innych chałupach, nawet tych mniej zamożnych. Są to m.in. malowane (lub starsze, ryzowane) skrzynie, ozdobne kredensy i półeczki na naczynia, krzesła i zydle stolarskiej roboty, stoły i ławy z rzeźbionymi lub toczonymi elementami, dekoracyjnie toczone przęślice lub kołowrotki, łóżka o ozdobnych zapleckach. Wszystkie świadczą o staranności i poczuciu estetyki ich wykonawców oraz użytkowników.

Nieco w cieniu tych efektownych wyrobów pozostają sprzęty skromniejsze, prostsze, nieraz na pierwszy rzut oka wręcz prymitywne. Także i one są warte naszej uwagi, gdyż za prostą formą kryje się często ciekawy pomysł i funkcjonalność. Wśród wyżej wymienionych na uwagę zasługują zwłaszcza sprzęty określane jako „samorodne”. Cóż zatem oznacza ten termin?

Chyba najbardziej wyrazistym przykładem samorodnego mebla jest stołeczek znajdujący się w łemkowskiej chałupie z Wierchomli Wielkiej. Odnajdziemy go w dymnej kuchni czyli tzw. „pekarni”, przy „stulcu” – niskiej ławie do spożywania codziennych posiłków. Stoi tam wraz z dwoma innymi skromnymi i niskimi stołeczkami. Te dwa stołki mają proste nogi z kołków osadzonych w wycięciach siedzisk – jedno siedzisko jest z kawałka drewna wyciętego w siodełkowaty kształt, drugie z prostej deski. W przeciwieństwie do nich opisywany stołeczek zrobiony został z jednego kawałka jodłowego drewna. To w istocie po prostu wąski, okorowany fragment pnia, z jednej strony przyciosany do równa (ta część służy jako siedzisko), z drugiej – z zachowanym trzema kawałkami gałęzi, przyciętymi w ten sposób, że tworzą nogi. To właśnie oznacza „samorodność” – wykonanie sprzętu z naturalnie uformowanego kawałka drewna, przy wykorzystaniu właściwych mu kształtów i rozgałęzień, z obróbką ograniczoną do niezbędnego minimum – jedynie po to, by dostosować taki kawałek drewna do jego nowej funkcji.

Pomysł wydaje się prosty i praktyczny, wystarczy przyciosać kawałek pnia i stołek gotowy! Nie potrzeba wycinać deski lub drążyć siedziska, robić w nim otworów i mocować w nich nóg, które należy wykonać osobno. Ot, proste obrobienie kawałka drewna, i nic poza tym, ale nawet jeśli samej pracy w nim niewiele – to bardzo ważny jest zamysł, plan i świadomość materiału. Trzeba wiedzieć, jakie drewno będzie odpowiednie do wykonania naszego mebla, jak wykorzystać naturalne połączenia, aby były jak najmocniejsze, jak przyciąć i obrobić wybrany fragment, by spełniał swą funkcję.

W ten sposób w gospodarstwach wiejskich wykonywano wiele przedmiotów – nie tylko proste meble lub ich części, ale także narzędzia rolnicze czy różnorodne sprzęty używane w gospodarstwie domowym. Czasem przedmiot był wykonany w całości z jednego kawałka drewna, bardzo oszczędnie obrobionego (opisywany stołeczek, ale też np. widły), albo tylko jego część (drabina z rozwidlonego pnia drzewa z wprawionymi szczeblami z desek– można oglądać ją w chałupie z Gostwicy; stołek z okrągłym siedziskiem zamocowanym na nogach z naturalnie uformowanego pieńka – w chałupie z Królowej, jak również części pługów czy innych narzędzi, np. kobylicy kołodziejskiej).

Mimo że samorodne sprzęty są bardzo proste, stanowią znakomity przykład ludzkiej pomysłowości, zaradności i wyobraźni.

Bogusława Błażewicz

Ważniejsza literatura:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Roman Reinfuss, „Meblarstwo ludowe w Polsce”, Wrocław 1977
Zbigniew Adam Skuza, „Ginące zawody w Polsce”, Warszawa 2006
Kazimierz Moszyński, „Kultura ludowa Słowian, t. 1: Kultura materialna”, Warszawa 1967
Fot. Piotr Droździk

 

Ława – „stulec”

Prosta drewniana ława na czterech nogach. Na ławie miska z łyżkami. Po bokach ławy proste, drewniane stołeczki. Zbliżenie na ławę i leżącą na niej miskę. W misce odłożone dwie drewniane łyżki. Na ławie widoczne liczne pęknięcia i zarysowania drewna.

Nr inw. MNS KW 5094, EI/677
Wymiary: wys. 49 cm, dł. deski 68,5 cm, szer. 30,5 cm
Datowanie: początek XX w.
Materiał: drewno bukowe
Pochodzenie: Łomnica Zdrój (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

W kuchni łemkowskiej chałupy z Wierchomli nie tylko przygotowywano co dzień posiłki, ale także je spożywano. Służyła do tego niewielka drewniana ława, zwana potocznie „stulcem”.  Ława wykonana z drewna bukowego. Ma postać prostokątnej deski, pod spodem zaopatrzonej w dwa podłużne zgrubienia. W nich wywiercono otwory, w których umocowano cztery nóżki. Nóżki są graniaste i stoją ukośnie.

Co na takiej ławie podawano niegdyś do jedzenia? Żeby poznać jadłospis chłopów sprzed wieku, najpierw musimy odrzucić fałszywe wyobrażenia na temat wiejskiej kuchni. Wszelkie wymyślne potrawy, obfitujące w dużą ilość mięsa nie są tradycyjne. Podczas różnych festiwali kulinarnych serwowane są potrawy nazywane tradycyjnymi, a w rzeczywistości niektóre z nich nigdy nie pojawiały się na chłopskim stole. Co zatem jedzono?

Oto przykładowy posiłek średnio zamożnej rodziny chłopskiej, spożywany jesienią. Na śniadanie bryja, zrobiona z mąki pszennej, żytniej lub orkiszowej dodanej do uprzednio zagotowanej wody i rozmąconej rogalką. „Bryję” zalewano czasem słodkim mlekiem. Na obiad podawano gotowaną kapustę z grochem i chlebem. Niekiedy do kapusty dodawano „spyrkę”, czyli słoninę. Podwieczorek nazywano „juzyną”.  Często była to bryja ze śniadania. Na kolację spożywano np. gotowane ziemniaki z kwaśnym mlekiem.

Posiłek zawsze rozpoczynał ojciec jako głowa rodziny. Warto dodać, że niegdyś posiłki spożywano z jednej miski, drewnianymi łyżkami. Być może stąd wzięło się powiedzenie, aby nie gadać przy jedzeniu? Każdy kto zajmował się rozmową był wyprzedzany przez pozostałych domowników w opróżnianiu miski. Po zakończonym posiłku stulec wraz z ławeczkami odkładany był na bok, a domownicy powracali do swoich obowiązków.

Kamil Basta

Ważniejsza literatura:
Krystyna Reinfuss–Janusz „Pożywienie”, [w:] Katarzyna Ceklarz, Magdalena Kroh (red.) „Kultura ludowa Górali Sądeckich od Kamienicy, Łącka i Jazowska”, Kraków 2016
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Bolesław Tync „Pożywienie”, [w:] „Ziemia Biecka. Lud polski w powiatach gorlickim i grybowskim, Praca zbiorowa pod redakcja Seweryna Udzieli napisana w latach 1889-1895, wydana z rękopisu”, Nowy Sącz 1994
Fot. Piotr Droździk

Stulec tekst prosty

 

Kołyska

Drewniana kołyska zawieszona do powały za pomocą sznurków. Z kołyski wystaje dziecięca pościel w kolorze ciemno niebieskim z białymi wzorami. Obok kołyski wiszą codzienne ubrania takie jak spodnie wełniane, spódnica, zimowe rękawice z wełny. Zbliżenie na róg kołyski. Do rogu przywiązany szary sznurek. Kołyska w kolorze ciemnobrązowym.

Nr inw. MNS KW 4980, EI/680
Materiał: drewno sosnowe
Wymiary: długość 84 cm, szerokość 38 cm, wysokość 25 cm
Miejsce pochodzenia: Łomnica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

W łemkowskiej chałupie z Wierchomli, w pomieszczeniu po lewej stronie sieni, czyli kurnej kuchni nazywanej „pekarnią”, nad łóżkiem zawieszono kołyskę. To prosta kolebka skrzynkowa, zbita z sosnowych desek pokrytych brązową farbą pokostową. Do powały została zamocowana na czterech sznurach, tak by można ją było swobodnie kołysać. Konstrukcja dna, z nawierconymi małymi otworami, pozwalała pozbyć się wilgoci z wypełniającego kolebkę siana.

W tradycyjnej społeczności wiejskiej dziewczyna wychodząc za mąż niejednokrotnie dostawała w posagu kołyskę (a także łóżko, albo przynajmniej „bebechy”, czyli pierzynę, pościele, jaśki i zagłówki). Niemowlę, odbierane przez wiejską babkę-akuszerkę, tzw. „krajcbabkę”, najczęściej przychodziło na świat w domu, w łóżku, a to jak mebel został wykonany, mogło mieć wpływ na przebieg porodu. Uważano, że: „Jeżeli kobieta już dłuższy czas męczy się porodem, należy ją przenieść na inne łóżko, gdyż stolarz przy robocie mógł się przypadkowo zranić i łóżko krwią zafarbić, co bardzo szkodzi lekkiemu porodowi. Najlepiej jednak położyć chorą na równianą słomę na ziemi”.

Po pierwszych dniach spędzonych bezpiecznie przy boku matki, dziecko przenoszono do kołyski, w której podścielano siano przykryte prześcieradełkiem ze szmatki i nakrywano piernacikiem. Kołyska mogła być osadzona na biegunach albo podwieszona do sufitu. Najlepiej było ją zrobić z drewna lipowego (lipa była drzewem świętym, kojarzonym z Matką Boską, a więc z macierzyństwem, ochroną i bezpieczeństwem). W takiej kolebce dziecko spało spokojnie, ale i tak trzeba było uważać, żeby na maleństwo nie padały promienie księżyca, bo mogłoby zostać miesięcznikiem, czyli lunatykiem. Mówiono też, że „niedobrze jest kołysać próżną kołyskę lub siadać na niej, bo by się dziecku sen odebrało, a kołysząc próżną kołyskę kołysze się diabła”. Żeby ustrzec dziecko przed urokami wiązano przy kołysce czerwoną tasiemkę (wzrok osoby zdolnej do rzucania uroków najpierw padał na tasiemkę, co rozładowywało jego złą moc).

Nieraz okres niemowlęctwa był jedynym czasem, kiedy miało się tak komfortowe miejsce do spania. Później spało się tam,  gdzie było miejsce: „Na podłodze spały, na pościeli spały. Kabatami się sprzykrywały. Nie było kołdrów ani pierzyn. Jak ktoś był biedny, to na podłodze rozścielały wiązkę słomy, bez zagłówka, kabat pod głowę i tak się spało”.

Dzieci spały zazwyczaj w nogach łóżka rodziców czy dziadków. W bogatszych domach łóżeczko dziecinne mogło mieć formę niskiej skrzyni na kółkach, wysuwanej na noc spod łóżka rodziców. Domowy drobiazg sypiał też na zapiecku (czyli części pieca), często dzieląc to ciepłe miejsce z najstarszym domownikiem. Spać można było na ławie przyściennej albo w „szlabanku” („ślufanku”), czyli specjalnej ławce z oparciem i wysuwaną skrzynią, w której mieścił się siennik albo słoma. Najczęściej w „ślufanku” spały dzieci, często kilkoro. Do spania nadawały się też stojące w izbie skrzynie, na których na noc rozścielało się kożuch, starą gurmanę czy kabat. Spać trzeba było z podkurczonymi nogami. Często to przyzwyczajenie z dzieciństwa zostawało na resztę życia, nawet jeśli w wieku młodzieńczym dostawało się do spania wyrko, czyli proste łóżko podwieszane w stajni albo w kuchni przy krowach. Na takich wyrkach sypiali najczęściej chłopcy najmowani na  parobków i synowie gospodarzy, którzy mieli doglądać zwierząt. W cieplejsze pory roku młodzież szła spać na strych.

Łóżka mogły być różne. Najprostszym meblem był tzw. „wyrek”, czyli łóżko bez zagłówków, zbite z desek. Na takim wyrku, w zamożniejszych domach stojącym w kuchni, mogła spać dziewczyna najęta na służbę albo dorastające córki gospodarzy. Izbę i alkierzyk meblowano porządniejszymi łóżkami, stolarskiej roboty, z zagłówkami, które często były ozdobnie profilowane. Na łóżku rozścielano słomę, którą nakrywano płachtą z grubego domowego płótna i pierzyną. Na dzień pierzynę odgarniano do połowy łóżka, a widoczną część płachty „dla parady” nakrywano białym, cienkim płótnem. Dla powiększenia powierzchni do spania do łóżka można było dosunąć ławę z przerzucanym oparciem.

Także kres życia często spotykał człowieka w łóżku. Wierzono, że przy łożu konającego zjawia się śmierć, której często towarzyszą diabeł i anioł, by rozliczyć umierającego z dobrych i złych uczynków. Zdarzało się, że starsi ludzie prosili, by w chwili konania ułożyć ich na podłodze, gdyż nie są godni umierać na łóżku, skoro Chrystus umierał na krzyżu. Podobnie jak w przypadku porodu, osobę która „miała ciężkie konanie” kładziono na równianej słomie, co według dawnych przekonań pomagało duszy wyjść z ciała.

Joanna Hołda

Ważniejsza literatura:
Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Magdalena Kroh, „Kumosia kumosi gorzołecke nosi. Zwyczaje narodzinowe i pogrzebowe w Podegrodziu”, Podegrodzie 2009
Magdalena Kroh, „Wyposażenie wnętrza domu”, [w:] „Kultura ludowa Górali Sądeckich”, red. K. Ceklarz, M. Kroh, Kraków 2016, s. 195-220
Fot. Piotr Droździk

 

Forma do wyplatania rękawic

Drewniana półka zawieszona na ścianie. Na niej drewniana miarka. Obok dwie deseczki będące formami do wyplatania rękawic.  Zbliżenie na podstawę formy do wyplatania rękawic. Z podstawy wystają niewielkie, drewniane kołeczki.

Rękawice z wełny zawieszone na żerdzi. Obok nich zawieszone codzienne ubrania. Zbliżenie na wełniane rękawice. Są to dwie pary rękawic zrobione z wełny o różnych odcieniach brązu. Jedna z par ma dodatkowo dwa niebieskie, ozdobne paski.

Nr inw. MNS KW 2637, EI/656
Materiał: drewno bukowe
Wymiary: deseczka na dłoń 35 x 12 x 15,5 x 10 cm, deseczka na palec 28 x 5 x 12 x 4,5 cm
Miejsce pochodzenia: Łącko (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

W kuchni w chałupie z Wierchomli Wielkiej, na żerdce wiszą dwie pary grubych, wełnianych rękawic z jednym paluchem. Zostały uplecione na drewnianej formie, tzw. desce, jaką można zobaczyć na półce w sąsiadującej z kuchnią komorze. Forma do plecenia rękawic to niezwykle proste i funkcjonalne narzędzie, znane w całym regionie oraz szerzej – na góralszczyźnie karpackiej i Podkarpaciu. Składa się z dwóch części wyciętych z bukowego drewna w kształcie dłoni i dużego palca. Na kołki nabite w owalnej podstawce oraz nacięcia w górnej krawędzi łukowato zakończonej większej deseczki naciągano dratwę tworzącą nitki osnowy. Między nimi przeplatano wątek z krótkich kawałków wełny. Często były to resztki wełnianej przędzy, które odbierano od tkacza wraz z gotowym samodziałem albo odpady pozostałe przy przędzeniu. Wełnę przeplatano palcami lub drewnianą albo metalową iglicą. Kawałki włóczki były krótkie, zazwyczaj różnokolorowe, więc często je łączono, wyplatając geometryczne wzory. Dodatkowo końcówki wiązanych nici tworzyły od środka rodzaj włóczkowego „baranka” ocieplającego rękawicę. Także dolna krawędź łapy była wykończona włóczkową oprymą, powstałą ze związanych końcówek nici. W podobny sposób, na oddzielnej, mniejszej formie wyplatano paluch, który doszywano do łapy. Rękawice były bardzo grube i ciepłe, zabezpieczały doskonale przed największych mrozem. Doskonale nadawały się do zimowych prac polowych, np. młócki, zrywki drewna czy powożenia, czyli furmanienia, stąd określenie rękawice furmańskie. Dla wygody rękawice noszono na sznurku przeciągniętym przez rękawy kożucha. W ostre zimy rękawice „na desce” zakładano do stroju wyjściowego. Najbogatsi gospodarze zamawiali u kuśnierzy rękawice kożuszane z baranich skórek, niekiedy zdobione.

Mimo że technika stosowana przy wyrobie rękawic dotyczy obróbki włókna, a przy jej opisie używa się określeń kojarzonych z tkactwem (nitki wątku i osnowy), zalicza się ją do technik plecionkarskich. Między nitkami osnowy nie powstaje charakterystyczny dla tkactwa ziew, czyli przesmyk, przez który przeciąga się nitki wątku. Dodatkowo, w odróżnieniu od tkactwa, wątek nie jest  ciągły. Plecenie polega na krzyżowaniu (przeplataniu) wzdłużnych i poprzecznych nitek. Technika ta, będąca pierwowzorem tkactwa, była stosowana przede wszystkim przy wyplataniu naczyń i koszy z wikliny.  Do 2. dekady XX w. rękawice „na desce” były robione w wiejskich domach na własny użytek, z czasem zastąpiły je rękawice dziergane na drutach. Do niedawna tą starodawną techniką wyrobu rękawic posługiwali się jeszcze rzemieślnicy z Piwnicznej, m.in. Władysław Polański (1929-2009) i Michał Nakielski (1933-2020).

Joanna Hołda

Ważniejsza literatura:
Maria Brylak-Załuska, „O kulturze ludowej Lachów Sądeckich. Komentarze do wystawy Muzeum Lachów Sądeckich w Podegrodziu”, Nowy Sącz 1993
Fot. Piotr Droździk

 

Ława z przerzucanym oparciem

Wnętrze izby w chałupie z Wierchomli. Po lewej stronie łóżko z ciemnoniebieską pościelą w białe, drobne wzory. Po prawej widoczny fragment drewnianego stołu. Między łóżkiem a stołem drewniana ława. Posiada podłużne siedzisko z deski osadzonej na czterech nogach z kołków oraz oparcie z ozdobnie wycinanych płaskich szczebelków osadzonych pomiędzy dwiema poziomymi listwami. Zbliżenie na ławę z przerzucanym oparciem. Widoczna krótka, profilowana listwa, połączona pod kątem prostym z takimi samym elementem wystającym prostopadle z bocznych szczebli siedziska. Połączenie ma okrągły kształt i jest ruchome.

Nr inw. MNS KW 5420, EI/645
Materiał: drewno
Wymiary: dł. 155 cm, wys. 47,5 cm, wys. z oparciem 80 cm, szer. 31 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Wierchomla (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

Wędrując po ekspozycji Sądeckiego Parku Etnograficznego warto zwrócić uwagę na różnorodne i ciekawe umeblowanie dawnych wiejskich chałup. Gdyby spojrzeć na ludowe meble od strony ich funkcji, mogłyby wydawać się skromne i niezbyt zróżnicowane. W domach na terenie skansenu można zobaczyć meble służące do spania, siedzenia, spożywania posiłków, przechowywania różnych przedmiotów. Są to łóżka lub proste wyrka, stołki, zydle, krzesła, stoły i stoliki, skrzynie i kufry, półki i szafki (duże szafy na odzież zaczęły się pojawiać w wiejskich domach na Sądecczyźnie dopiero w okresie międzywojennym). Niektóre, jak na przykład ławy, pełniły różne funkcje – można było na nich spać, siedzieć, a na niewielkich ławach przypominających stoliki spożywano też codzienne posiłki. Jeśli natomiast przyjrzymy się formie wiejskich mebli, to uderza ich różnorodność, bogactwo konstrukcji, kształtów i pomysłowych rozwiązań – mimo, że surowiec był jeden: drewno.

Przykłady ciekawych mebli ludowych można zobaczyć w dymnej chałupie łemkowskiej z Wierchomli Wielkiej. W kuchni (tzw. „pekarni”) znajduje się „miśnik” czyli niewielki kredens na naczynia, pośrodku stoi „stulec” – ława, na której stawiano wspólną miskę z codziennym posiłkiem, przy niej stołki (wśród nich samorodny stołeczek z jednego kawałka drewna), nad łóżkiem wisi na sznurkach kołyska. Po drugiej stronie sieni, w „świtłyci” (izbie reprezentacyjnej) znajdziemy ławy przyścienne okalające pomieszczenie i piec, dwie malowane skrzynie wianne oraz niewielką, archaiczną skrzynkę ryzowaną, a także piękny stół nawiązujący stylem do mebli z okresu renesansu.

Między stołem a łóżkiem stoi ława. Ma podłużne siedzisko z deski osadzonej na czterech nogach z kołków oraz oparcie z ozdobnie wycinanych płaskich szczebelków wprawionych pomiędzy dwie poziome listwy. Na pierwszy rzut oka ława przypomina inne tego rodzaju meble ze zbiorów skansenu. Dopiero gdy przyjrzymy się sposobowi zamocowania oparcia , dostrzeżemy pewne interesujące szczegóły. Zazwyczaj w ławach oparcie przytwierdzone jest przy tylnej krawędzi siedziska, często pomiędzy przedłużonymi ku górze końcami tylnych nóg. W przypadku ławy w chałupie z Wierchomli oparcie łączy się z siedziskiem jedynie po bokach, za pomocą ruchomych przegubów. Dzięki temu można je podnieść i przerzucić symetrycznie na drugą stronę siedziska. Ciekawe rozwiązane konstrukcyjne, jaki jednak może mieć cel? Rozwiązanie jest bardzo proste – w dzień ława służyła do siedzenia przy stole, na noc, przerzucając oparcie, zyskiwało się dodatkową przestrzeń do spania przy łóżku, bez konieczności obracania całego mebla w ciasnym pomieszczeniu zastawionym innymi sprzętami. To pomysłowe rozwiązanie nie jest wynalazkiem jakiegoś lokalnego stolarza z początku XX wieku, lecz znane było już wiele stuleci temu. Ława z przerzucanym oparciem jest przykładem zjawiska zwanego w etnologii „opadem kulturowym” – kiedy pewne wzory wychodzą z mody wśród wyższych warstw społeczeństwa, jeszcze kilka stuleci później spotykane są wśród warstw niższych.

Różnego rodzaju ławy z oparciami znane są w meblarstwie od wieków, natomiast w polskim meblarstwie ludowym rozpowszechniły się prawdopodobnie w XVIII wieku. Szczególnym rodzajem tych sprzętów są właśnie ławy z przerzucanym oparciem. W polskiej tradycji ludowej znane były przede wszystkim na wschodnim Mazowszu, Podlasiu, w okolicach Radomska i Sieradza, a także na Warmii i Mazurach oraz na Orawie. Występowały również w innych częściach Karpat – np. na Łemkowszczyźnie (jak w przypadku ławy z Wierchomli).

Tego rodzaju meble pojawiały się w zachodniej i północnej Europie już w średniowieczu – zazwyczaj siadywano na nich przy kominku. Po raz pierwszy skonstruowano je prawdopodobnie w Niderlandach na pocz. XV wieku. Popularne były zwłaszcza w domach zamożnego mieszczaństwa. Początkowo istniały różne wersje mechanizmu obracania oparcia, np. metalowy pręt – oś lub przegub umieszczony przy górnej krawędzi. Z czasem najbardziej rozpowszechniła się wersja z nisko umieszczonymi przegubami, jako najwygodniejsza. Niderlandy przodowały wówczas w rozwoju handlu oraz różnych rzemiosł, w tym także stolarstwa, a tamtejsze wzorce wędrowały później po całej Europie. Nie inaczej było z ławami o przerzucanych oparciach. Przez Niemcy (gdzie były to meble mieszczańskie) i Austrię (tam szybko rozpowszechniły się na wsi) ławy te już w XV wieku dotarły do Polski. Widać taką ławę na przykład na jednej z ilustracji w Kodeksie Baltazara Behema z 1505 roku, przedstawiającej warsztat szewski – gdzie stoi ona pod ścianą. Ławy te dotarły także do takich krajów, jak Hiszpania, Włochy, Francja, kraje skandynawskie, Rosja, Czechy, Węgry, Rumunia czy Chorwacja.

Bogusława Błażewicz

Ważniejsza literatura:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Roman Reinfuss, „Meblarstwo ludowe w Polsce”, Wrocław 1977
Zbigniew Adam Skuza, „Ginące zawody w Polsce”, Warszawa 2006
Klara K. Csesillery, „Ława z przerzucanym oparciem”, [w:] „Materiały Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku”, 1980, nr 26
Fot. Piotr Droździk

 

Stół

Wnętrze izby chałupy z Wierchomli. W pomieszczeniu panuje półmrok. Po środku okazały, ozdobny, drewniany stół. Na stole stoi dzbanek w ciemnoniebieskim kolorze.

Zbliżenie na szufladę stołu. Widoczny szyld zamka z okrągłej blaszki, z dziurką od klucza umieszczoną asymetrycznie z prawej strony. Zbliżenie na łączenie blatu stołu z nogami. Widoczne profilowane krawędzie desek. Zbliżenie na nogi stołu, czyli policzki. Widoczna krawędź od zewnątrz ozdobiona płaskorzeźbionym wzorem geometrycznym.

Nr inw. MNS KW 5051, EI/2250
Wymiary: wys. 85,3 cm, wymiary blatu: 190,5 x 84,4 cm
Datowanie: kon. XIX w.
Pochodzenie: Polany (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

Jednym z ciekawszych eksponatów, znajdujących się w łemkowskiej chałupie z Wierchomli,jest okazały stół ulokowany w izbie reprezentacyjnej, tak zwanej „świtłyci”. Stół wysoki jest na blisko 85 cm, a wymiary blatu wynoszą około 190 cm na 84 cm. Jego wyjątkowość polega na nietypowej konstrukcji wzorowanej na konstrukcji policzkowej w stylowych stołach renesansowych, zwanych także stołami włoskimi lub licowymi. Stoły policzkowe w poprzednich wiekach modne były w wyposażeniu wnętrz warstw wyższych, następnie w XIX stuleciu stopniowo tracąc na popularności zaczęły pojawiać się w wiejskich chałupach.

Podstawę stołu policzkowego stanowią pionowe grube deski zwane policzkami, o ozdobnie profilowanych krawędziach, często osadzone na płozach. Policzki w połowie wysokości połączone były jedną lub dwiema listwami rozporowymi, zaklinowanymi po zewnętrznej stronie nóg. W przypadku skansenowskiego stołu policzki mają profilowane krawędzie od zewnątrz ozdobione płaskorzeźbionym wzorem geometrycznym, a połączone są trzema ozdobnymi elementami wyciętymi w gzymsy, z czego jeden z nich wycięty jest w charakterystyczny sposób, w tzw. „ośli grzbiet”. Dodatkowo stół ma dwie szuflady, z których jedna posiada szyld zamka z okrągłej blaszki, z dziurką od klucza umieszczoną asymetrycznie z prawej strony.

Stół stoi w „świytłyci”, w której sprzęty rozmieszczone są zgodnie ze starszym układem wnętrza, zwanym w literaturze etnograficznej układem diagonalnym. Polega on na usytuowaniu po przekątnej pieca oraz stołu otoczonego ławami. Ponad stołem zawieszane były obrazy o tematyce religijnej oraz inne przedmioty o charakterze kultowym. Opisywany stół mieszczący się w izbie paradnej służył domownikom podczas szczególnych okazji. Posiłek spożywano przy nim jedynie w wyjątkowych okolicznościach, takich jak na przykład wieczerza wigilijna. Przy tym stole podejmowano poczęstunkiem także gości, którym gospodarze pragnęli okazać szczególny szacunek. Codzienne posiłki domownicy spożywali na niskiej, szerokiej ławie, zwanej „stulcem”, która znajdowała się w kuchni.

Interesującą kwestią jest fakt, na który uwagę zwrócił Roman Reinfuss, iż do początków XX wieku na Łemkowszczyźnie występowały również stoły z kamiennymi blatami. Wyciosany z piaskowca blat położony był na słupkach wbitych w podłoże lub też płytę umieszczano na przenośnych podstawach drewnianych. Ten typ konstrukcji stołu, uznawany za najstarszy, utrzymał się długo na Łemkowszczyźnie, najprawdopodobniej dzięki miejscowym, prężnym ośrodkom kamieniarskim w Bartnem koło Gorlic, Bodakach czy Przegoninie.

Kamil Basta

Ważniejsza literatura:
Roman Reinfuss, „Meblarstwo ludowe w Polsce”, Wrocław 1977
Tomasz Czerwiński, „Budownictwo ludowe w Polsce”, Warszawa 2006
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Fot. Piotr Droździk

 

Oleodruk „Święty Mikołaj Cudotwórca”

Zbliżenie na obraz św. Mikołaja. Święty w kolorowych, bogatych szatach liturgicznych charakterystycznych dla chrześcijaństwa wschodniego. W jednej ręce trzyma Pismo Święte, druga ręka uniesiona w geście błogosławieństwa. Wokół postaci mniejsze przedstawienia innych świętych oraz wieże z kopułami, charakterystyczne dla wschodnio chrześcijańskiej architektury.

Nr inw. MNS KW 10856, EI/2252
Materiał: papier, druk barwny, drewno
Wymiary: z ramą: 58,1 x 46,5 cm, w świetle ramy: 49 x 37,3 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Marcinkowice (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

W łemkowskiej chałupie z Wierchomli Wielkiej zwraca uwagę rząd obrazów religijnych – barwnych oleodruków – umieszczonych w izbie („świtłyci”) na ścianie naprzeciwko wejścia, pod samym stropem. Wśród różnorodnych wizerunków znajduje się obraz przedstawiający świętego Mikołaja. Oleodruk ten nie odbiega stylem i kompozycją od wielu innych tego rodzaju wyobrażeń przeznaczonych dla wyznawców obrządku wschodniego. Główne przedstawienie umieszczone jest w szerokim obramowaniu stylizowanym na architekturę cerkiewną, z małymi wizerunkami świętych w „oknach” po bokach, i zwieńczonym siedmioma wieżami nakrytymi cebulastymi hełmami. W dolnej części umieszczony jest podpis cyrylicą: „Св. Николай Чудотворецъ” („Św. Mikołaj Cudotwórca”). Święty ukazany został na złocistym tle, frontalnie i w półpostaci, z wizerunkami Chrystusa i Matki Boskiej po bokach. Odziany jest w szaty biskupa obrządku wschodniego. Na ramionach nosi omoforion – znak godności biskupiej – pas materiału okalający ramiona, łączący się na piersi i opadający ku dołowi, błękitny, ze złotymi lamówkami i symbolami krzyża, na głowie ma wschodnią mitrę biskupią. Prawą dłoń unosi w geście błogosławieństwa, z zetkniętymi kciukiem i palcem serdecznym, a środkowym i wskazującym lekko skrzyżowanymi. Gest ten wskazuje na imię Jezusa Chrystusa (symboliczne przedstawienie greckich liter IC XC). W lewej ręce święty Mikołaj trzyma zamkniętą księgę Ewangelii.

W dzisiejszych czasach święty Mikołaj kojarzy się przede wszystkim z postacią rozdającą prezenty dzieciom w dniu 6 grudnia (lub wieczorem 5 grudnia) albo w Wigilię Bożego Narodzenia. We współczesnej kulturze masowej Mikołaj został właściwie całkiem oderwany od pierwotnego chrześcijańskiego kontekstu, ze świętego biskupa zmieniając się w wesołego staruszka z siwą brodą i w czerwonym ubraniu. Jak jednak postrzegano tego świętego dawniej i w tradycji ludowej?

Według chrześcijańskiej hagiografii święty Mikołaj żył na przełomie III i IV wieku i był biskupem Miry w Azji Mniejszej. Znany był z licznych cudów oraz pomocy udzielanej biednym i potrzebującym. Uważany jest za świętego, którego wzywa się w każdej potrzebie, a także patrona dzieci, panien na wydaniu, rzemieślników, marynarzy, kupców, młynarzy, sędziów, pielgrzymów i podróżników (wymieniając tylko kilka przykładów) oraz wielu krajów i miast, m.in. Albanii, Grecji, Rosji, Moskwy, Nowogrodu, Berlina, w Polsce Bydgoszczy, Chrzanowa, Elbląga i Głogowa. Tradycja rozdawania podarunków ubogim lub dzieciom znana była już w średniowieczu. W Polsce zwyczaj wręczania upominków dzieciom potwierdzony jest w XIX wieku – przybył do nas najprawdopodobniej z Niemiec i początkowo związany był raczej z kulturą mieszczańską.

W dawnej ludowej tradycji, także w Karpatach, na Sądecczyźnie i na Pogórzu św. Mikołaja uważano za opiekuna wilków. Według ludowych opowieści w dniu swojego święta św. Mikołaj spotykał się z wilkami i wyznaczał, co każdy z nich ma zjeść w ciągu roku. Na Pogórzu ludność w tym dniu składała proboszczowi w darze kury, kaczki i gęsi, by odprawił mszę św. w intencji pomyślnego chowu żywego inwentarza w następnym roku. W tej mszy udział brali głównie pasterze. Św. Mikołaj był szczególnie czczony w Karpatach, m.in. przez ludność łemkowską. U Łemków pasterstwo odgrywało ważną rolę, a ponadto są oni wyznawcami obrządku wschodniego, w którym św. Mikołaj jest bardzo poważany i należy do najważniejszych świętych.

Według niektórych teorii (przykładem praca B. Uspieńskiego „Kult św. Mikołaja na Rusi”) w tradycji ludowej krajów słowiańskich postać św. Mikołaja przejęła pewne cechy i funkcje dawnego słowiańskiego boga Welesa – uważanego za władcę świata podziemnego i zaświatów, boga magii, przysiąg, ale też rzemiosła, kupców i bogactwa – bydło zaś było niegdyś miernikiem dobrobytu. Dlatego Weles, a później św. Mikołaj (także św. Błażej) uznawani byli za opiekunów zwierząt gospodarskich, a zwłaszcza bydła. Ważna była ochrona zwierząt domowych przed wilkami, dlatego św. Mikołaj łączony był z tymi zwierzętami, ale jeśli przejął on w ludowych wierzeniach cechy przedchrześcijańskiego Welesa, to ten związek może być głębszy – Weles był bowiem bóstwem związanym z zaświatami oraz dzikimi zwierzętami. Wśród prawosławnych Słowian częste było przekonanie, że to św. Mikołaj, a nie św. Piotr, ma klucze do nieba. W wierzeniach i mitologiach różnych ludów z zaświatami łączy się właśnie wilki, psy lub pokrewne zwierzęta. Takie wątki pojawiają się na przykład w starodawnych wierzeniach ludów irańskich i w zaratusztrianizmie – psy strzegły mostu wiodącego do nieba, miały też moc odstraszania demonów śmierci (zwłaszcza psy z jasnymi plamkami nad oczami). Staroegipski bóg Anubis, łączony ze śmiercią, mumifikacją i krainą zmarłych, ukazywany był jako szakal lub człowiek z głową szakala. W mitach staroskandynawskich wilki związane są z bogiem Odynem i Walhallą – krainą poległych wojowników.

Na przykładzie postaci świętego Mikołaja można zobaczyć, jak bardzo zmieniają się wyobrażenia i funkcje świętych w różnych tradycjach i epokach. Święty Mikołaj to czczony biskup Miry, cudotwórca i dobroczyńca, opiekun bydła i władca wilków ze słowiańskich wierzeń, jak i „dziecięcy” święty, rozdawca podarunków. A we współczesnej świeckiej kulturze popularnej postać ta zmienia się w „krasnala” w czerwonym stroju, mieszkającego w Laponii i jeżdżącego saniami zaprzężonymi w renifery. Jednocześnie zaś widać, jak w ludowych wierzeniach można odnaleźć wątki i motywy o bardzo starożytnym rodowodzie, pojawiające się w różnych wersjach w wielu dawnych systemach mitologicznych różnych kultur, które na pierwszy rzut oka wydają się bardzo od siebie odległe.

Bogusława Błażewicz

Ważniejsza literatura:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Barbara Ogrodowska, „Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne”, Warszawa 2004
„Ziemia Biecka. Lud polski w powiatach gorlickim i grybowskim. Praca zbiorowa pod redakcją Seweryna Udzieli napisana w latach 1889-1895, wydana z rękopisu”, Nowy Sącz 1994
Borys A. Uspieński, „Kult św. Mikołaja na Rusi”, Wydawnictwo KUL 1985
Adam Wójcik, „Zwyczaje doroczne Pogórzan”, [w:] „Nad rzeką Ropą. Zarys kultury ludowej powiatu gorlickiego”, Kraków 1965
Fot. Piotr Droździk

 

Skrzynia wianna, malowana

Wnętrze izby w chałupie z Wierchomli. Wnętrze w kolorze surowego drewna, niebielone. W kącie stoją obok siebie dwie drewniane skrzynie wianne. Po lewej niebieska, z czerwonymi prostokątnymi polami, na których wymalowane są motywy kwiatowe. Druga jasnobrązowa, z żółtymi prostokątnymi polami, w których wymalowane są bukiety kwiatów w wazonie.   Zbliżenie na wieko niebieskiej skrzyni. Widoczny mocno zniszczony, wytarty wzór kwiatowy. Zbliżenie na ścianę frontową niebieskiej skrzyni. Między polami z malowidłami zamek, a pod nim wymalowano czerwoną farbą datę 1886. Zbliżenie na ścianę frontową jasnobrązowej skrzyni. Między polami z malowidłami zamek, a pod nim wymalowano czarną farbą datę 1906.

Nr inw. MNS KW 4965, EI/641
Datowanie: 1886 r.
Materiał: drewno sosnowe malowane farbą klejową
Wymiary: dł. 108 cm, szer. 52 cm, głęb. 44 cm, wys. 15,5 cm
Pochodzenie: Wierchomla (pow. Nowy Sącz, woj. małopolskie)  

W izbie reprezentacyjnej („w chałupie z Wierchomli Wielkiej stoją dwie malowane skrzynie wianne. Starsza, wykonana w 1886 r. (datę wymalowano ceglastą farbą na ściance licowej) do łemkowskiej wsi została przywieziona zza Karpat, ze Starej Lubowni na dzisiejszej Słowacji. Należała do Tatiany Będyk z domu Miejskiej (zm. w 1936 r.), zapewne stanowiąc część jej posagu. Skrzynia została wykonana techniką stolarską. Ma gładkie ścianki łączone na węgielki, płaskie wieko i nogi z ozdobnie profilowanych desek. Jest malowana, odznacza się szlachetną, stonowaną kolorystyką i pięknym ornamentem kwiatowym zdobiącym ściankę frontową. Na szafirowym tle, w polach zdobniczych malowanych na kolor ceglasty i obwiedzionych białą ramką, umieszczono schematycznie malowane gałązki z kwiatami przypominającymi tulipan i osty.

Jeszcze misterniej zdobiona jest druga, młodsza skrzynia. Ta została zamówiona u stolarza z Piwnicznej i wykonana w 1906 r. z sosnowego drewna mazerowanego (czyli pokrytego malaturą imitującą szlachetniejsze drewno) w kolorze jasnobrązowym. Odcinają się ciemnozielone gzymsy oraz malowane na żółto pola zdobnicze, obwiedzione ciemnoszafirową ramką – dwa na ściance licowej i po jednym na ściankach bocznych. Środki pól zajmują gałązki różane wychodzące  z wazonu.

Malowane skrzynie wianne stały się powszechnie modne od drugiej połowy XIX wieku, zastępując starsze skrzynie konstrukcji słupowej, często z dwuspadowym wiekiem, zdobienie rytym ornamentem. Mieszkańcy nadpopradzkich wsi skrzynie kupowali na targach, m.in. w Piwnicznej, Starym Sączu, także Starej Lubowni, zamawiali je także u miejscowych stolarzy lub u rzemieślników miejskich. Mniej zdobne malowano na jeden kolor, zazwyczaj zielony lub brązowy, ale z lokalnych warsztatów pochodziły także meble pięknie malowane. Najpopularniejszy był motyw z dwoma bukietami malowanymi w polach zdobniczych kontrastujących z tłem. Skrzynie często osadzano na drewnianych kółkach, które umożliwiły przetaczanie mebla. Wewnątrz umieszczano tzw. „półskrzynek”, czyli rodzaj schowka zamykanego wieczkiem, w którym trzymano dokumenty, pieniądze, korale czy gromnicę.

Joanna Hołda

Ważniejsza literatura:
Magdalena Kroh, „Wyposażenie wnętrza domu”, [w:] „Kultura ludowa Górali Sądeckich od Kamienicy, Łącka i Jazowska, Kraków 2016
Ewa Fryś-Pietraszkowa, „Urządzenie i zdobnictwo wnętrza”, [w:] „Nad rzeką Ropą. Zarys kultury ludowej powiatu gorlickiego”, Kraków 1965
Roman Reinfuss, „Meblarstwo ludowe w Polsce”, Wrocław 1977
Fot. Piotr Droździk

 

Huńka

Łemkowska kurtka zawieszona na ścianie we wnętrzu chałupy z Wierchomli. Kurtka z ciemnobrązowego sukna owczego. Kieszenie i krawędzie ozdobione wzdłuż czerwonym i niebieskim sznurkiem. Dodatkowo na przodzie naszyte trzy ozdobne, czerwone pętle ze sznurka zakończone pomponami. Służyły jako zapięcie kurtki.  Tył łemkowskiej kurtki zwanej huńką. Kurtka z ciemnobrązowego sukna owczego. Od pasa w dół widoczne trzy luźne tacki zwane kłaputami. Krawędzie obszyte czerwonym i niebieskim sznurkiem. Między tackami kolorowe pompony.

Nr inw. MNS KW 17241, EI/4551
Materiał: sukno owcze samodziałowe, wełna, sznurek fabryczny
Datowanie: lata 30. XX w.
Miejsce pochodzenia: Wierchomla (pow. Nowy Sącz, woj. małopolskie)


Antoni Ossendowski pisał w 1939 r., że podstawowym strojem Łemków jest brązowa huńka, czyli kurtka do połowy ud, zakładana przez mężczyzn w chłodniejsze dni do cerkwi i na uroczystości. Okrycia tego typu, znane jako gunie, były noszone także u innych grup góralskich. Hunie, szczególnie te z zachodniej Łemkowszczyzny, wyróżniały się pełną elegancji prostotą zdobień.

Brązowa hunia, uszyta z samodziałowego sukna owczego, wisi przy drzwiach do „świtłyci”, czyli izby reprezentacyjnej w łemkowskiej chałupie z Wierchomli Wielkiej. Kurtka ma charakterystyczny, archaiczny krój poncha podłużnego – tył, obie poły przodów i górna część rękawów są krojone z jednego kawałka sukna. Dolną część rękawów doszyto na wysokości łokcia. Z tyłu, od pasa w dół, kurtka ma trzy luźne tacki, tzw. „kłaputy”, z przodu dwie poziome kieszenie z trójzębnymi patkami. Ozdobą huni są naszycia z pasmanteryjnego sznurka i wełniane pomponiki, dekoracyjne jest także zapięcie kurtki – długie pętle i pompony. Jeszcze na pocz. XX w. modne były długie hunie z białego samodziału owczego. Sięgały niemal do kolan, a na biodrach były poszerzane klinami tzw. „skryłami”.

Inny rodzaj wierzchniego okrycia zamożnych mężczyzn stanowiła czuha, zwana też „czuhanią”. Była dla Łemków tak charakterystyczna, że Wincenty Pol, dziewiętnastowieczny badacz Karpat, nazwał górali z tej części Beskidów „Czuchońcami”. Czuha była oznaką zamożności i prestiżu, zakładano ją na większe święta i obowiązkowo do ślubu (razem z hunią), nawet jeśli ubrania trzeba było pożyczyć. Nie uchodziło to uwagi weselników, którzy komentowali złośliwymi śpiewkami: „Szkoda tia Marysiu, szkoda tia za nieho. Czuha pozyczona i hunia ne jeho”. Podczas zaślubin panna młoda starała się przyklęknąć czuhę przyszłego męża, „żeby po ślubie nad nim panować”.

W muzealnej kolekcji sądeckich ubiorów ludowych jednym z cenniejszych eksponatów jest zachodniołemkowska czuha z przełomu XIX i XX w. To męski, szeroki płaszcz z brązowego sukna samodziałowego (tkanego na domowym warsztacie i spilśnianego w foluszu). Ma  archaiczny krój poncho podłużnego i duży, prostokątny kołnierz opadający na plecy. W  razie niepogody kołnierz można było związać, by służył jako kaptur. Czuhę najczęściej zarzucano na ramiona jak pelerynę. Rękawy, zszyte dołem, pełniły wówczas funkcje kieszeni.

Po sposobie wykończenia i zdobienia czuhy można było rozpoznać, z której części Łemkowszczyzny pochodzi jej właściciel. Na zachodzie regionu kołnierz i rękawy czuhy były ozdobione trzema poziomymi pasami, wtkanymi z białej przędzy i zakończone długimi frędzlami – „torokami”. Dlatego mieszkańców tych stron sąsiedzi przezywali „Torokary”. Znacznie dłuższe troki zdobiły czuhy ze środkowej Łemkowszczyzny, kojarzyły się one ze świeczkami, co dało początek nazwie „Świcaky”. Dalej na wschód, czuhy miały kołnierze w formie krótkich pelerynek o krawędziach obszytych sznurkiem układanym w pętelki nazywane „pupki” lub „cycki”. Na mieszkańców tych wsi mówiono „Pupkary” lub „Cycaky”.

Joanna Hołda

Ważniejsza literatura:
Jerzy Starzyński, „Strój obrzędowy Łemków”, [w:] „Ubiory ludowe i mieszczańskie ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu”, Nowy Sącz 2017
Maria Brylak-Załuska, „Dawna Sądecczyzna – Łemkowie”, Nowy Sącz 2010
Roman Reinfuss, „Śladami Łemków”, Warszawa 1990
Fot. Piotr Droździk

AUDIODESKRYPCJA

 

Chałupa z Wierchomli Wielkiej / nr 32

Wnętrze chałupy z Wierchomli Wielkiej

Pochewka na osełkę

Stołeczek samorodny

Kołyska

Rękawice wełniane

 Ława z przerzucanym oparciem

Huńka i portki

 

NR. 35, 36 SPICHLERZE SYPAŃCE

Spichlerz z Muszynki w otoczeniu zieleni. Budynek grubo wylepiony jasną gliną. Dach drewniany dwuspadowy, kryty gontem.

Spichlerze przeniesione z Muszynki, charakterystyczne dla wsi pogranicza słowackiego. Mają archaiczną konstrukcję, w której zrębowe ściany przechodzą w kolebkowe sklepienie nakryte dwuspadowym gontowym dachem. Kolebka, a nieraz także ściany były grubo wylepione gliną, trzymającą się na drewnianych kołkach gęsto wbijanych w belki zrębu. Glina chroniła przed ogniem, a dach, niezwiązany konstrukcyjnie ze zrębem, w razie pożaru zrzucano bosakami.

 

NR 37 CHAŁUPA Z ŁABOWEJ

Chałupa z Łabowej widoczna spomiędzy drzew. Budynek drewniany, nieduży, dach kryty gontem. Szpary między belkami chałupy wylepione gliną, bielone wapnem. W tle widoczny las.

Chałupa z Łabowej, z połowy XIX w., budowana na zrąb, z okrąglaków jodłowych. Szpary między belkami lepione gliną, bielone wapnem. Dach stromy, dwuspadowy, kryty gontem. Składa się z maleńkiej sieni z wydzieloną komórką oraz dymnej izby.
Chałupa używana była w niezmienionym stanie do lat 90. XX w. W skansenie odtworzono mieszkanie z lat sześćdziesiątych, należące do Adama Chowańca.
We wszystkich pomieszczeniach klepisko. W izbie kurny piec z nalepą i piecem piekarskim oraz ławką wmontowaną z boku, pod którą urządzono zagródkę dla kur. Górna część ścian i powała są czarne od dymu. W rogu kuchni (po przekątnej do pieca) wykopany jest dół ziemny na ziemniaki, przykryty zbitą z desek klapą – rodzaj piwniczki. Wyposażenie wnętrza jest bardzo skromne. Pod ścianą naprzeciw wejścia drewniane łóżko dosunięte do półki z naczyniami, postawionej na ławie. Powyżej dwie dodatkowe proste półki z desek. Obok łóżka skrzynia i stół. Pod ścianą na stałe osadzona szeroka ława, przy drzwiach żarna, dalej wieszak na odzież. Na ścianie naprzeciw wejścia trzy obrazy o treści religijnej, różaniec i ryngraf.
W sieni i komorze drobne sprzęty i narzędzia gospodarskie, m.in. skrzynia, wózek do kręcenia powrozów, gręple do wełny, beczka, maślniczka czy koszyki.

 

NR. 39, 40 ZAGRODA Z ŁOSIA

Wnętrze kuchni w chałupie z Łosia. Ogromny, biały piec z kominem. Na piecu odłożone garnki. Obok pieca drewniana ława a na niej gliniane naczynia i dwa wiadra. Jedno w kolorze niebieskim, drugie w kolorze zielonym. Między piecem a wejściem do pomieszczenia zawieszona drewniana półka na naczynia. Pod nią łyżnik z łyżkami, ławka i pleciony, wiklinowy kosz.

Zagroda z Łosia k. Gorlic, z pierwszej połowy XIX w. Składa się z budynku mieszkalnego i gospodarczego.
Chałupa (nr 39) mieści centralnie położoną sień z wydzieloną komórką, po lewej zimną izbę, a po prawej kuchnię i mieszkalną komorę. W zimnej izbie urządzona wystawa maziarstwa. Mieszkańcy wsi Łosie tradycyjnie zajmowali się handlem mazią i smarami. Początkowo była to tzw. kołomaź uzyskiwana w procesie suchej destylacji odpadów sosnowych, używana do smarowania osi drewnianych wozów. W miarę rozwoju przemysłu naftowego, łosianie zaczęli handlować też smarami technicznymi i olejami pochodzenia ropnego. Zajęcie to od połowy XIX w. do drugiej wojny światowej było podstawowym źródłem zarobkowania wszystkich niemalże łosian. Istniały dwie kategorie maziarzy: drobni handlarze domokrążni, wędrujący pieszo z nosiłkami na plecach po wsiach Beskidów i przyległego Pogórza, oraz maziarze jeżdżący na dalekie trasy specjalnie przystosowanymi, ciężkimi wozami. Intratny zawód i związane z nim migracje spowodowały istotne przemiany kulturowe we wszystkich dziedzinach życia wsi Łosie.
Wnętrze pozostałej części chałupy urządzono jako mieszkanie rodziny maziarskiej z lata 20. XX wieku. Całe wyposażenie domu z jednej strony świadczy o zamożności gospodarstwa; z drugiej jest odzwierciedleniem migracji zarobkowych – znajduje się tu wiele przedmiotów pochodzenia niemiejscowego, kupowanych w czasie wędrówek maziarskich. Nad jednym z łóżek fotograficzne portrety właścicieli – Ewy i Wasyla Jewusiaków.
Wąska komora za kuchnią to miejsce do spania; jest tu krótkie łóżko oraz posłanie dla dzieci urządzone na masywie pieca piekarskiego.
W budynku gospodarczym (nr 40) znajdują się: stajnia, pomieszczenie na siano, boisko, zapole, plewnia, drewutnia i chlewik. Na boisku stoi wóz maziarski z pełnym wyposażeniem.

Wóz maziarski z wyposażeniem

Wóz maziarski stojący na boisku w stodole. Wóz drewniany, na przodzie położone skóry. Wóz przykryty plandeką rozpiętą na leszczynowych prętach, która chroniła przed słońcem i deszczem. Zbliżenie na bok wozu maziarskiego. Widoczne metalowe lejki do mazi, zawieszone przy wozie. Wnętrze wozu maziarskiego. Pod plandeką położone cztery duże beczki, w których trzymana była maź.

Nr inw. MNS KW 10812, EI/4025/2-10
Materiał: drewno bukowe, leszczyna, plandeka z brezentu, okucia  żelazne
Wymiary: dł. 465 cm, szer. 145 cm, wys. 165 cm
Datowanie: okres międzywojenny
Miejsce pochodzenia: Łosie k. Gorlic (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

Rodzina Jewusiaków, ostatnich właścicieli chałupy z Łosia, tak jak większość mieszkańców tej łemkowskiej wsi, zajmowała się handlem mazią. Maź, czyli smoła drzewna powstała w wyniku suchej destylacji czyli „wytapiania” w ziemnym kopcu smolnych sosnowych szczap. Ta archaiczna prymitywna metoda była znana na naszych ziemiach już od wczesnego średniowiecza. Gęstej mazi używało się do smarowania osi drewnianych wozów oraz impregnacji drewna. Od połowy XIX w. do II wojny światowej w jej produkcji i dalekosiężnym handlu wyspecjalizowali się właśnie łosianie. O rentowności maziarskiego zajęcia zdecydował jednak handel produktami pochodzenia naftowego. Ropę naftową łosianie pozyskiwali z miejscowych kopanek. Samoczynne źródła ropy istniały na tzw. Perekopach, czyli łące przy drodze do pobliskiej Bielanki, oraz w lesie na Równiach. Z czasem poszerzono asortyment o produkty z rafinerii powstających w okolicy od końca lat 80. XIX w., m.in. w Gliniku Mariampolskim, Gorlicach i Ropie.

W latach 30. XX w. z Łosia wyruszało ponad 300 wozów maziarskich. W liczącej ok. 280 numerów wsi blisko 230 osób trudniło się obwoźnym handlem. Szlaki łosiańskich maziarzy prowadziły na tereny dzisiejszej Słowacji i Węgier. Wozy docierały także na Ukrainę, a nawet Litwę i Łotwę. Jeszcze po 1947 roku łosianie jeździli m.in. na Śląsk, gdzie na maziarza mówiono „szmyrkosz” .Handel mazią i smarami przyczynił się do wzrostu zamożności wsi, co przejawiało się zarówno w budowie nowych domów, jak i ich wyposażeniu. Kontakty handlowe miały też wpływ na dobór przedmiotów we wnętrzach mieszkalnych, np. pamiątką maziarskich wędrówek łosian jest wiszący w kuchni w chałupie z Łosia XVIII-wieczny, ręcznie kolorowany staloryt, ozdobiony ornamentami z koralików i „relikwiami” świętych.

Maziarze wyruszali w trasę wczesną wiosną, wracali jesienią. Już kilkunastoletni chłopcy przyuczali się do zawodu, jeżdżąc jako pomocnicy z ojcem lub ze starszymi braćmi i poznając „jak się z ludźmi zachowywać”. Niektórzy terminowali u obcych, doświadczonych maziarzy. Nauka trwała zwykle 3-4 lata. Jeśli po tym okresie chłopaka stać było na kupno własnego wozu, zaczynał samodzielny handel. Biedniejsi na stałe zostawali pomocnikami, czyli „kociszami”.

Dalsze wędrówki maziarze odbywali specjalnymi wozami kupieckimi, nazywanymi maziarskimi (lub z węgierska „sekerami”), zwykle zaprzężonymi w parę silnych koni. Odpowiednio masywne i solidne, wozy były przystosowane do dalekich tras i dużego obciążenia. Ładowano na nie od 8 do 12 beczek. Oleje i smary wożono w stu-, a nawet dwustulitrowych beczkach dębowych, na maź używano beczek jodłowych. Towary ze składów naftowych przechowywano w metalowych „maziarkach”, stu- lub pięćdziesięciolitrowych. Niezbędnym wyposażeniem wozu były metalowe miarki, tzw. litry, półlitryi kwaterki, lejki do rozlewania płynów i drewniane konewki na maź.

Wóz maziarski był przykryty budą, czyli plandeką rozpiętą na leszczynowych prętach, która chroniła przed słońcem i deszczem. W razie potrzeby na wozie można było spać. Z przodu i z tyłu wozu znajdowały się kolebkowe kielnie o ażurowej konstrukcji. Przednia, resorowana służyła za siedzisko. Na tylną, większą, ładowano paszę dla koni. Było tu miejsce także na podręczny bagaż maziarza i jego pomocnika. Do drewnianego kuferka mężczyźni pakowali osobiste przedmioty jak pędzel do golenia, płócienny ręcznik, koszulę na zmianę, przybornik do szycia, łyżeczkę czy nóż, a także młotek i hacele do kopyt, zgrzebło i szczotki do czyszczenia zwierząt. W kilkumiesięcznej podróży potrzebny był prymus na spirytus i podstawowe naczynia do przygotowania i spożywania posiłków.

Joanna Hołda

Ważniejsza literatura:
Maria Brylak-Załuska, „Maziarska wieś Łosie”, Kraków 1983
Fot. Piotr Droździk

 

Krosna do noszenia dziegciu

Manekin na sali wystawowej w chałupie z Łosia, ubrany w strój wędrownego maziarza. Na plecach ma drewniane krosna czyli specjalny, drewniany stelaż, do którego przymocowano ciemne naczynie z mazią lub dziegciem.  Zbliżenie na drewniane krosna stojące na ławie na ekspozycji. W krosnach nieduża, ciemna, drewniana beczka, w której trzymano płyn.

Nr inw. materiał aranżacyjny
Materiał: drewno, skóra

Obok maziarzy prowadzących dalekosiężny handel obwoźny, wśród mieszkańców Łosia, a także sąsiedniej Bielanki, nie brakowało domokrążców przemierzających pieszo wsie tej części Galicji. Byli to drobni handlarze, najczęściej pochodzący z biedniejszych rodzin lub mniej obrotni, którzy nie mogli sobie pozwolić na zakup kosztownego wozu i koni. Także młodzież, nawet z bogatych domów, niejednokrotnie zaczynała karierę maziarską od dorywczego handlu obnośnego, poznając w ten sposób tajniki zawodu i zarabiając na osobiste wydatki. Tych pieszych handlarzy nazywano „diehtiarami”, ponieważ obok mazi sprzedawali także dziegieć.

W jego produkcji specjalizowali się głównie mieszkańcy Bielanki. Proces wytapiania dziegciu był taki sam jak mazi, jednak dziegieć destylowało się krócej. Najlepszy był dziegieć brzozowy, ale destylat pozyskiwano także ze smolnych szczap sosnowych. Gęsty brunatny płyn o intensywnym zapachu był mieszaniną smoły drzewnej i terpentyny. Był znanym lekarstwem na choroby skórne u ludzi i zwierząt. Szewcy i rymarze używali dziegciu do impregnacji skór. Kulki będące mieszaniną ziół i dziegciu sprzedawano jako lekarstwo. Niejeden wędrowny dziegciarz dodatkowo zajmował się leczeniem ludzi i zwierząt. Niektórzy byli nawet uważani za znających się na magii „baczów”. Biegli w swoim fachu handlarze umieli przekonać mieszkańców wsi, że dziegieć to doskonały środek magiczny, odstraszający wszelkie złe moce. Podczas postojów w wiejskich karczmach dziegciarze zabawiali ludzi magicznymi sztuczkami. Zajmowali się także wróżbiarstwem.

Piesi handlarze nosili towar na plecach, w drewnianych krosnach – stelażu ze skórzanymi lub parcianymi szelkami, na którym mocowano naczynia z płynnymi produktami. Maź i dziegieć rozlewano do drewnianych, klepkowych konwi i beczułek  oraz metalowych baniek. Do odmierzania płynu służyły wieszane na stelażu blaszane miarki. Używano też miarek z krowiego rogu. Oprócz towaru w krosnach dziegciarz niósł dodatkowe bańki w rękach. Jednorazowo mógł zabrać około 30 l płynu. Niektórzy sprzedawcy usprawniali sobie pracę, używając tzw. „kolaski” – dwukołowego, ręcznego wózka, ciągniętego przez jedną lub dwie osoby. Pozwalało to zabrać w trasę nawet 100 l towaru. Piesze wędrówki handlowe trwały nie dłużej niż 3-4 tygodnie.

Joanna Hołda

Ważniejsza literatura:
Maria Brylak-Załuska, „Maziarska wieś Łosie”, Kraków 1983
Fot. Piotr Droździk

 

Oleodruk „Procesja na Kalwarię”

Wnętrze alkierza w chałupie z Łosia. Pomieszczenie nieduże, panuje tu półmrok. Na środku okno, pod oknem łóżko i krzesło, a obok łóżka na ścianie zawieszone obrazy. Obraz „Procesja na Kalwarie” zawieszony na białej ścianie. Na obrazie duża grupa ludzi idąca z budynku sanktuarium, przedstawionego w tle. W grupie modlących się są duchowni w liturgicznych szatach . Część wiernych trzyma sztandary i chorągwie z symbolami religijnymi. Pod obrazem dwie mniejsze, czarno-białe fotografie w ozdobnych, drewnianych ramkach.

Nr inw. MNS KW 14019, EI/2356
Materiał: papier, druk barwny
Wymiary: w ramie: 56,4 x 43,8 cm, w świetle obrazu: 49,5 x 36,7 cm
Datowanie: pocz. XX w.
Miejsce pochodzenia: Nowy Sącz

W sektorze łemkowskim sądeckiego skansenu odwiedzić można średniozamożną chałupę z Łosia koło Gorlic, urządzoną jako dom łosiańskich maziarzy. Ta wieś w dolinie rzeki Ropy znana była bowiem z produkcji różnego rodzaju smarów i kołomazi, wytwarzanych najpierw w procesie suchej destylacji drewna, a w późniejszych czasach z ropy naftowej ze złóż w okolicach Gorlic. Mieszkańcy Łosia podróżowali po ziemiach polskich i okolicznych krajach charakterystycznymi wozami niewiele różniącymi się od dawnych wozów kupieckich, handlując swoimi produktami. Ze względu na zamożność i obycie w świecie stanowili swego rodzaju elitę w łemkowskim społeczeństwie, a ze swoich podróży przywozili liczne pamiątki, rzadko spotykane we wsiach ubogiego regionu, jakim była Łemkowszczyzna. Jednym z takich interesujących obiektów znajdujących się w chałupie z Łosia jest oleodruk, który można zobaczyć na ścianie w alkierzu.

Na obrazie ukazana jest procesja wychodząca z placu przed Bazyliką Matki Boskiej Anielskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej. Na pierwszym planie widoczne jest czoło procesji. Najpierw idą mężczyźni w strojach ludowych (brązowa sukmana, czerwona koszula i serdak, niebieskie spodnie i buty „karbiaki”) niosący krzyż procesyjny i chorągwie z wizerunkami maryjnymi. Za nimi postępuje grupa księży w komżach z koronkami i stułach, jeden z nich ma na komżę narzuconą złotą kapę spiętą pod szyją. Księża niosą kielich, księgę i kadzielnicę. Za księżmi idą kobiety w strojach ludowych i dziewczęta w białych sukniach z błękitnymi szarfami. Za nimi widoczna jest niesiona pod baldachimem leżąca figura Matki Bożej.

Przedstawiona na oleodruku scena z procesji ma miejsce podczas nabożeństwa Zaśnięcia Matki Bożej, zwanego „pogrzebem” i odbywającego się co roku w sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej jako część odpustu związanego ze świętem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny przypadającym 15 sierpnia i w tradycji ludowej znanym jako święto Matki Boskiej Zielnej. Cudowny obraz Matki Boskiej sprowadzono do Kalwarii w 1641 roku, a już w XVIII w. w odpuście podczas święta Wniebowzięcia brało udział więcej pielgrzymów niż w odpuście wielkotygodniowym. W czasach autonomii galicyjskiej nastąpił szczególny rozwój sanktuarium. Ze względu na to, że dostęp do Częstochowy położonej w zaborze rosyjskim był dla pielgrzymów utrudniony, Kalwaria Zebrzydowska stała się głównym sanktuarium maryjnym nie tylko dla mieszkańców Galicji, ale i pozostałych ziem polskich. Na odpust Wniebowzięcia Matki Bożej pielgrzymki przybywały ze wszystkich dzielnic Polski, nawet z Pomorza, a także z Orawy i Moraw.

Przyglądając się oleodrukowi w alkierzu chałupy z Łosia warto zwrócić uwagę na pewien interesujący szczegół. Na dole obrazu widnieje napis cyrylicą: „Погронъ Пресвятоі Діви Мaріі Кальварийскоі” (Pogrzeb Przenajświętszej Panny Marii Kalwaryjskiej). Wydaje się to na pierwszy rzut oka dość osobliwym zestawieniem: kalwaryjskie sanktuarium związane ściśle z obrządkiem rzymskokatolickim i położone w zachodniej Małopolsce, z dala od terenów zamieszkałych przez chrześcijan wschodnich, oraz związany z tymże sanktuarium obraz znajdujący się w domu rusińskich górali i zaopatrzony podpisem w ich ojczystym języku. Tymczasem jest to sprzeczność jedynie pozorna. Rzymskokatolickie sanktuaria odwiedzali bowiem także pielgrzymi obrządku wschodniego – grekokatolicy – i dla nich przeznaczona była część obrazów tam sprzedawanych, zaopatrzona w podpisy w ich rodzimej mowie.

Osiedlający się w Beskidach Zachodnich przodkowie Łemków byli wyznawcami prawosławia, jednak tereny Łemkowszczyzny po północnej stronie Karpat, należące do I Rzeczypospolitej, objęła w 1596 roku Unia Brzeska, będąca początkiem obrządku unickiego czyli greckokatolickiego w granicach Polski. Nowopowstały Kościół greckokatolicki został podporządkowany papieżowi i przyjął podstawowe dogmaty Kościoła rzymskokatolickiego, zachował jednak wschodnią liturgię, tradycję i odrębność hierarchii. W następnych stuleciach wpływy łacińskie były coraz wyraźniej widoczne m.in. w architekturze i sztuce greckokatolickiej, w których pojawiało się coraz więcej elementów i motywów charakterystycznych dla tradycji wykształconej na zachodzie Europy, a obcych dla wschodniochrześcijańskiego kanonu.

Na koniec warto jeszcze wspomnieć, jak święto maryjne obchodzone 15 sierpnia i związane z nim doktryny wiary oraz ikonografia wyglądają w tradycji wschodniej i zachodniej. Zakończenie ziemskiego życia Marii zaczęto upamiętniać na Wschodzie już w V wieku, obchodząc święto Zaśnięcia Matki Bożej, które z czasem upowszechniło się w całym Kościele. Jest to zatem jedno z najstarszych świąt maryjnych, a w tradycji Kościoła Wschodniego należy do jednego z dwunastu wielkich świąt. W polskiej tradycji ludowej przypadające 15 sierpnia święto zwane jest Matki Boskiej Zielnej. Święci się wówczas w kościołach bukiety sporządzone z ziół, kwiatów i roślin leczniczych, a Matka Boska uważana jest za patronkę i opiekunkę ziemi i roślinności. Z czasem na wschodzie i zachodzie pojawiły się różnice w rozumieniu istoty tego święta i teologicznych zagadnień z nim związanych. W tradycji zachodniej przyjęło się przekonanie, że po zakończeniu ziemskiego życia Matka Boża została z ciałem i duszą wzięta do Nieba – dlatego też w kościele rzymskokatolickim zaczęto z czasem nazywać to święto Wniebowzięciem Matki Bożej. Zostało to ostatecznie potwierdzone jako dogmat przez papieża Piusa XII w roku 1950, choć sama kwestia śmierci Maryi nie została dogmatycznie rozstrzygnięta – nie ustalono ostatecznie, czy Maria umarła i została wzięta do Nieba po wskrzeszeniu, czy też zabrana tam nigdy nie umierając. W tradycji kościołów wschodnich natomiast uznaje się trzy fakty: śmierć matki Bożej zwaną Zaśnięciem, jej zmartwychwstanie oraz wniebowzięcie. Ikona Zaśnięcia Bogurodzicy ukształtowała się w tradycji bizantyńskiej już w IX wieku. Przedstawia spoczywającą na łożu postać Marii oraz przybyłego w asyście aniołów Chrystusa, trzymającego na ręce duszę Matki Bożej ukazaną symbolicznie pod postacią dziecka. Te główne postacie otoczone są przez Apostołów. Sztuka zachodnia przyjęła ten schemat, z czasem wprowadzając zmiany, łącząc go ze sceną Wniebowzięcia, a później także koronacji. Chyba najbardziej znane w polskiej tradycji przedstawienie Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny wyobrażone jest na gotyckim ołtarzu Wita Stwosza w Kościele Mariackim w Krakowie.

Bogusława Błażewicz

Ważniejsza literatura:
Izabela Sołjan, „Kalwaria Zebrzydowska na tle innych ośrodków pielgrzymkowych w Karpatach Polskich”, [w:] „Peregrinus Cracoviensis”, zeszyt 2, 1995
Roman Reinfuss, „Śladami Łemków”, Warszawa 1990
Elżbieta Przybył, „Prawosławie”, Kraków 2006
Fot. Piotr Droździk

Wóz maziarski

 

NR. 41-43 ZAGRODA Z KRÓLOWEJ RUSKIEJ

Wnętrze kuchni w chałupie z Królowej Ruskiej. Pod ścianą łóżko, a nad nim zawieszone ozdobna makatka i święte obrazy. Na sąsiedniej ścianie ława i dwie półki, na których ustawione są naczynia i sprzęty kuchenne.

Zagroda z Królowej Ruskiej to typowy przykład zamożnego domostwa łemkowskiego z wnętrzem urządzonym na lata trzydzieste XX wieku. Składa się z chałupy, budynku gospodarczego i spichlerza.
Chałupa (nr 41) odzwierciedla wysoki kunszt łemkowskiej ciesiołki, wyróżnia się pięknymi proporcjami bryły. Zbudowana z dwóch niezależnie wzniesionych części połączonych sienią. Ściany z potężnych bali jodłowych.
W chałupie pięć pomieszczeń: centralnie usytuowana sień, z jednej strony zimna izba i komora, z drugiej piekarnia z alkierzem. W kuchni klepisko, w sieni deski ułożone bezpośrednio na ziemi, w pozostałych pomieszczeniach – podłoga.
Kuchnia jest obszerna, służyła także za sypialnię. Pod przeciwległymi ścianami znajdują się dwa łóżka z ozdobnymi zagłówkami. Nad łóżkami wiszą makatki oraz oleodruki o treści religijnej z kręgu Kościoła wschodniego. Za piecem wzdłuż ściany szeroka dwupoziomowa ława, na niej duża półka na naczynia.
W alkierzu łóżko i ława do spania, poza tym podstawowe meble: m.in. skrzynia wianna, wieszak na garnuszki i miski. Pomiędzy alkierzem i kuchnią, koło pieca, wycięte małe okienko, przez które podawano naczynia z jedzeniem.
Dookoła obszernej zimnej izby okazałe ławy przyścienne, wykonane z półokrągłych bali, charakterystyczne dla archaicznych wnętrz chłopskich. Izba ta służyła za magazyn, a latem – do spania. W zimnej izbie – ze względu na jej duże rozmiary – odbywały się też wesela, spotkania przy wspólnej pracy i różnego rodzaju uroczystości wiejskie.
Budynek gospodarczy z Królowej Ruskiej (nr 42) to rekonstrukcja obiektu z tej samej co chałupa zagrody. Spichlerz z Królowej Ruskiej (nr 43) z kamienną piwnicą, postawiony jest w stoku. Wewnątrz przegrody sąsiekowe i skrzynie na ziarno.

Jarzmo na woły

Jarzmo na woły zawieszone na białej ścianie we wnętrzu chałupy z Królowej Ruskiej. Jarzmo w kolorze jasnobrązowym. Kształtem przypomina podłużną, prostokątną ramę. Zbliżenie na jedną z krawędzi jarzma. Na niej ryzowany wzór w postaci wschodniochrześcijańskiego krzyża z trzema poprzecznymi belkami .Obok krzyża prosty geometryczny wzór.

Nr inw. MNS KW, 4975 EI/2231
Materiał: drewno bukowe
Wymiary: długość 123 cm, wysokość snozy 50 cm
Datowanie: XX w.
Miejsce pochodzenia: Wierchomla ( pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Wykonawca: Antoni Źrałka

Wchodząc do sieni w zamożnej łemkowskiej chałupie z Królowej warto spojrzeć na ścianę po lewej stronie, za drzwi prowadzące do zimnej izby. Tam wśród narzędzi ciesielskich wisi interesujący eksponat: jarzmo na woły. Zagroda z Królowej nie jest jedynym miejscem w sądeckim skansenie, gdzie prezentujemy tego rodzaju sprzęt, gdyż zaprzęg bydlęcy w XIX wieku, a nawet jeszcze na początku XX stulecia był powszechny w wielu rejonach Sądecczyzny. Jarzma znajdujące się w dwóch chałupach łemkowskich (z Królowej i Wierchomli) zwracają jednak uwagę, gdyż każde z nich jest zdobione ryzowanym motywem w postaci wschodniochrześcijańskich krzyży (z trzema poprzecznymi belkami) otoczonych prostym geometrycznym wzorem i rozmieszczonych w ten sposób, że po zaprzęgnięciu wołów znajdują się ponad głowami zwierząt. Widać na tym przykładzie symbolicznego błogosławieństwa ciężkiej pracy na roli, jak codzienny trud ściśle splatał się z życiem duchowym i jak różnymi sposobami mieszkańcy dawnej wsi zabiegali o pomyślność w życiu i w pracy.

Eksponowane w chałupie z Królowej jarzmo pochodzi z miejscowości Wierchomla położonej na sądeckiej Łemkowszczyźnie, a geograficznie – w Beskidzie Sądeckim. Wykonane zostało z drewna bukowego – powszechnego surowca w Karpatach, gdzie rosną liczne lasy bukowe. Podobnie jak inne jarzma z Sądecczyzny i z większości obszaru Polski reprezentuje typ zwany jarzmem ramowatym lub podgardlicowym. Zgodnie ze swoją nazwą, kształtem przypomina podłużną, prostokątną ramę. Jarzmo przeznaczone było do zaprzęgu z dwóch wołów, natomiast mniejsza drewniana rama służąca do zaprzęgania pojedynczego zwierzęcia zwana była jarzmicą.

Główna część narzędzia to górny poziomy drążek pociągowy, bardziej masywny niż pozostałe części i po obu stronach mający łukowate wycięcia, by dopasować jarzmo do karków zwierząt. To właśnie te boczne części, ozdobnie profilowane i rozszerzone,  dekorowane są rytym geometrycznym ornamentem w formie linii złożonych z trójkątnych wgłębień, a pośrodku motywami krzyży. Końce górnego drążka są uniesione ku górze, a na samym środku umieszczony jest trzeci symbol krzyża, mniejszy od pozostałych i pozbawiony geometrycznych zdobień. Równoległa dolna listwa jarzma, węższa i nieozdobna, zwana jest podgardlicą, przebiega bowiem pod szyjami wołów. Obydwie poziome części posiadają wycięte otwory, w których umieszczone są łączące je cztery elementy pionowe. Po wewnętrznej stronie są to dwie umieszczone na stałe (choć luźno zamocowane) płaskie listewki zwane snozami. Zwierzęta wprzęgało się z boków, unieruchamiając w jarzmie za pomocą zewnętrznej pary drążków, zwanych zanozami, które jednak w tym eksponacie nie zachowały się.

Historia stosowania jarzma sięga kilku tysięcy lat. Bydło rogate zostało udomowione już w okresie neolitu, wraz z początkami rolnictwa, a zaprzęg bydlęcy zaczęto używać do pierwszych wozów kołowych oraz do orki za pomocą drewnianego radła. Konstrukcja jarzma była dopasowana do budowy anatomicznej wołów, umożliwiając wykorzystanie siły zwierząt do pracy. Dopiero późniejsze udomowienie koni, które charakteryzowały się odmienną budową karku, przyczyniło się do wynalezienia innych rodzajów uprzęży, jak uprząż pasowa czy chomąto, lepiej dopasowanych do końskiej anatomii.

Na Łemkowszczyźnie hodowano niegdyś powszechnie woły, głównie na sprzedaż, ale także jako podstawową siłę pociągową. Dopiero w okresie międzywojennym zaczęto stopniowo zastępować zaprzęg bydlęcy końskim. Natomiast ubożsi mieszkańcy tego i tak niezamożnego regionu , nie posiadając ani wołów, ani koni, zaprzęgali do pługa czy wozu krowy, używając jarzma, a czasem też chomąta.

Bogusława Błażewicz

Ważniejsza literatura:
„Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego, t. IV. Transport i komunikacja lądowa”, red. Janusz Bohdanowicz, Wrocław 1997
Roman Reinfuss, „Śladami Łemków”, Warszawa 1990
Fot. Piotr Droździk

 

Figurka „Dzieciątko Jezus z Pragi”

Figurka Dzieciątka Jezus stojąca na stole. Dzieciatko ubrane w białą szatę. Ma jasne włosy i koronę na głowie. Figurka Dzieciątka Jezus stojąca na stole. Dzieciatko ubrane w białą szatę. Ma jasne włosy i koronę na głowie. Stół przykryty białym obrusem. Po bokach figurki dwie świeczki i dwa wazoniki z bukietami kwiatów z bibuły.

Nr inw. MNS KW 18226, EI/5007
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Florynka (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

Większość eksponatów o charakterze dewocyjnym na ekspozycji Sądeckiego Parku Etnograficznego stanowią obrazy o treści religijnej, głównie barwne oleodruki i litografie. Można napotkać także inne przedmioty, jak różańce, ryngrafy, książeczki do nabożeństwa. Nie ma w naszym skansenie domu bez rzędu co najmniej kilku świętych obrazów zawieszonych w izbie na ścianie naprzeciwko wejścia lub nad oknami, po przeciwległej stronie od pieca. W niektórych chałupach znajdują się także krzyże wiszące na ścianie lub niewielkie ołtarzyki domowe, umieszczone na narożnych półkach lub niewielkich stolikach. W otoczeniu świeczek i flakoników z kwiatami stawiano tam tzw. pasyjki (stojące krzyżyki) oraz figurki świętych postaci wykonane z malowanego gipsu lub porcelany. Zazwyczaj domowe kapliczki i ołtarzyki występują w domach rzymskokatolickich, jednak w sądeckim skansenie można zobaczyć taki ołtarzyk również w zamożnej chałupie z Królowej Górnej, należącej do Łemków – grekokatolików.

Ołtarzyk ten znajduje się w alkierzu za kuchnią, na przybranym białym obrusem stoliku pod oknem. Pomiędzy świecami w metalowych lichtarzykach i dzbanuszkami z bibułkowymi kwiatami stoi figurka Dzieciątka Jezus wykonana z białej, glazurowanej porcelany, miejscami podmalowanej. Mały Jezus o wyglądzie kilkuletniego dziecka ubrany jest w długą, rozkloszowaną białą szatę ze złotymi zdobieniami oraz falbaniastymi mankietami i kołnierzem. Na ułożonych w fale złocistych włosach ma złotą kabłąkową koronę zwieńczoną krzyżem. Prawą dłoń unosi w geście błogosławieństwa, w lewej ma królewskie jabłko. Stoi na niewielkim postumencie z umieszczonym w ozdobnej rozecie Chrystogramem IHS i z napisem „E JESUS PRACUS”. Zarówno ten podpis, jak i charakterystyczna forma przedstawienia małego Jezusa wskazują, że jest to stylizowana i uproszczona kopia uznanej za cudowną figurki Dzieciątka Jezus z Pragi. Oryginał wykonany w połowie XVI wieku w Hiszpanii znajduje się w kościele karmelitów w Pradze w Czechach.

Kult Dzieciątka Jezus (czyli Jezusa w wieku do 12 lat) istniał właściwie od zarania chrześcijaństwa, opierając się na przekazach Ewangelii, ale także na tradycji i licznych tekstach apokryficznych. W naturalny sposób na wizerunkach religijnych postać Dzieciątka łączy się z wyobrażeniem Matki Bożej. Pojawia się także zestawienie Dzieciątka czy żłóbka z Męką Pańską i jej narzędziami, co stanowi symboliczne ukazanie początku i końca ziemskiego życia Chrystusa. Od średniowiecza kult Dzieciątka Jezus jest szczególnie związany z pobożnością franciszkańską. To właśnie franciszkanie jako pierwsi wprowadzili jasełka – dramat liturgiczny odwołujący się do historii Bożego Narodzenia (w Polsce po raz pierwszy ok. 1370 roku w krakowskim klasztorze klarysek). Formy religijności związane z postacią małego Jezusa u schyłku średniowiecza upowszechniły się szczególnie w Niemczech, Skandynawii, Niderlandach i Czechach. Wykonane z drewna, terakoty i porcelany figurki Dzieciątka stawiano często zarówno w klasztorach, jak i domach prywatnych. Budując nowe domy, umieszczano takie figurki w niszach ściennych, a nawet w fundamentach, by zapewnić błogosławieństwo dla domu i jego mieszkańców. W czasach reformacji a później kontrreformacji nabożeństwo do Dzieciątka Jezus rozwijało się przede wszystkim w tradycji karmelitańskiej i w związanych z zakonami karmelitańskimi sanktuariach, jak na przykład Beaune we Francji.

W naszej części Europy takim miejscem jest Karmel w Pradze. W tamtejszym kościele karmelitańskim pw. Matki Bożej Zwycięskiej na Małej Stranie w 1628 roku została umieszczona woskowa figurka Dzieciątka Jezus sprowadzona z Hiszpanii przez księżną Poliksenę Lobkowic, zaś w następnym roku o. Cyryl od Matki Bożej Schokwilerg przyczynił się do rozpowszechnienia kultu praskiej figurki wydając książeczkę pt. „Jesulein”. Figurka popularnie określana jest nazwą „Jezulátko”. W Polsce kult Jezulatka znany był od XVII wieku, rozwinął się jednak zwłaszcza pod koniec wieku XIX i w pierwszej połowie XX stulecia, szczególnie w latach 30. (wiązało się to z obchodami 300-lecia praskiej figurki). Sanktuarium Dzieciątka Jezus (z kopią praskiej figurki sprowadzoną na przełomie XIX i XX wieku) znajduje się we wsi Jodłowa na Pogórzu Ciężkowickim, w powiecie dębickim. Jest to jedno z ważniejszych miejsc pielgrzymkowych diecezji tarnowskiej.

Z kultem Jezulatka związane są nieodłącznie kopie figurki praskiego Dzieciątka, umieszczane w kościołach i kaplicach, ale także chętnie nabywane przez pielgrzymów. Bardzo często materiałem, z którego takie figurki wykonywano, była porcelana.

W przypadku opisywanej figurki zastanowienie może budzić fakt, że to typowo rzymskokatolickie przedstawienie znajduje się w domu wschodniochrześcijańskich Łemków. Jest to jeden z przykładów wzajemnego przenikania się różnych wzorów, tradycji i motywów ikonograficznych na religijno-kulturowym pograniczu, jakim była Sądecczyzna, a szerzej – cały region karpacki, zamieszkały przez różnorodne, blisko ze sobą sąsiadujące grupy etnograficzne, etniczne i wyznaniowe. Istotną rolę odgrywa tu też wyznanie greckokatolickie – choć wyrosłe z tradycji wschodniego chrześcijaństwa, to jednak przez kilka stuleci unii z kościołem rzymskokatolickim przejęło wiele elementów z tradycji zachodniej – co widać nie tylko we wspólnych wyobrażeniach ikonograficznych czy miejscach pielgrzymkowych, ale także w liturgii, wystroju świątyń czy w charakterystycznym kształcie łemkowskich cerkwi, łączących cechy architektury sakralnej kręgu łacińskiego i bizantyńskiego.

Bogusława Błażewicz

Ważniejsza literatura:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
ks. Józef Mandziuk, „Kult Dzieciątka Jezus w Kościele Katolickim”, „Resovia Sacra. Studia Teologiczno-Filozoficzne Diecezji Rzeszowskiej”, 2004, nr 11
Fot. Piotr Droździk

 

Oleodruk „Matka Boska Źródło Życia”

Wnętrze kuchni w chałupie z Królowej Ruskiej. W kącie pomieszczenia łóżko, za nim drewniana półka z naczyniami kuchennymi. Nad łóżkiem na ścianie zawieszona ozdobna makatka i obrazy religijne.  Obraz religijny wiszący nad łóżkiem na ścianie. Na obrazie Matka Boska z Dzieciątkiem na tle obłoków i złocistych promieni. Maria trzyma przed sobą małego Jezusa. Ukazana jest w półpostaci i zanurzona jest w wodzie wypełniającej wielki złoty kielich. Woda z kielicha spływa do sześciokątnego marmurowego basenu, z którego czerpią ją ludzie widoczni w dolnej części obrazu.

Nr inw. MNS KW 14700, EI/4033
Materiał: papier, druk barwny, rama drewniana
Wymiary: wysokość 35,7 cm, szerokość 24,3 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Kraków (woj. małopolskie)

Zamożną łemkowską chałupę z Królowej Górnej (d. Ruskiej) zdobią liczne oleodruki – barwne drukowane obrazy o treści religijnej. Wiele z tych obrazów, powstających często w Europie Zachodniej, na przykład na terenie Niemiec, przeznaczone było także dla odbiorców z kręgu chrześcijaństwa wschodniego, o czym świadczy dekoracja nawiązująca do architektury cerkiewnej oraz przedstawienia charakterystyczne dla wschodniej ikonografii. Przykłady takich obrazów odnaleźć można również na ekspozycji sądeckiego skansenu, głównie w domach Łemków – wyznawców obrządku greckokatolickiego lub prawosławia.

Wśród obrazów znajdujących się w chałupie z Królowej zwraca uwagę niezbyt duży oleodruk wiszący na ścianie w kuchni – rzadko spotykane przedstawienie Matki Boskiej z Dzieciątkiem, której wizerunek znajduje się w górnej części kompozycji, na tle obłoków i złocistych promieni, adorowany przez dwa anioły. Maria trzymająca przed sobą małego Jezusa ukazana jest w półpostaci, zanurzona w wodzie wypełniającej wielki złoty kielich i spływającej do sześciokątnego marmurowego basenu, z którego czerpią ją ludzie widoczni w dolnej części obrazu.

Jest to alegoryczne przedstawienie nawiązujące do ikony Matki Bożej określanej jako „Życiodajne źródło” i związanej z bizantyńską legendą znaną w tradycji kościoła wschodniego. Według tej legendy około połowy V w. żołnierz bizantyński Leon, przechodząc koło Złotych Wrót Konstantynopola, spotkał niewidomego, który poprosił go o wodę. Żołnierz nie mógł jej znaleźć, ale nagle usłyszał tajemniczy głos, który zaprowadził go do źródła w pobliskim zagajniku, nakazując dać pić niewidomemu i przemyć mu tą wodą oczy. Ten sam głos przepowiedział Leonowi, że zostanie cesarzem. Leon wypełnił polecenie, a niewidomy odzyskał wzrok. Leon zrozumiał, że przemawiała do niego Matka Boża. Kilka lat później został cesarzem i nakazał zbudować kościół nad cudownym źródłem, gdzie wkrótce miały miejsce kolejne uzdrowienia. W kościele znajdowała się ikona napisana z tej okazji. Powstał tam również klasztor. Obecny budynek świątyni pochodzi z lat 30. XIX wieku. Miejsce to, zwane kościołem i klasztorem Matki Bożej przy Źródle, od wieków jest ważnym miejscem pielgrzymkowym dla prawosławnych Greków. Znajduje się tam kopia ikony, która w różnych wariantach czczona jest także w innych krajach kręgu wschodniego chrześcijaństwa.

Zarówno ikona „Życiodajne źródło”, jak i związana z nią legenda oraz trwająca przez stulecia wiara w cudowną uzdrawiającą moc wody ze świętego źródła prowadzą do rozważań o bogatej symbolice wody w różnych tradycjach, religiach i kręgach kulturowych. Wystarczy choćby wspomnieć o świętej mocy wody chrzcielnej, o uzdrawiających sadzawkach z przekazów biblijnych czy o licznych chrześcijańskich sanktuariach, gdzie ważną rolę pełnią źródła z cudowną wodą o leczniczych właściwościach. Również w tradycji ludowej z wodą związana jest bogata i wieloznaczna symbolika. Ważne jest tu rozróżnienie na wodę stojącą oraz na wodę „żywą” czyli płynącą, wynikające z jak najbardziej praktycznych przesłanek. Woda stojąca (ale także te najłatwiej dostępne rzeki czy potoki) była najczęściej brudna, zamulona i niezdrowa. Choć używana na co dzień, niosła niebezpieczeństwo różnych chorób. Jej przeciwieństwem była czysta, źródlana woda – oczyszczająca w znaczeniu czysto fizycznym, ale także tym duchowym, symbolicznym. Wiązały się z tym wierzenia dotyczące rytualnego obmywania się w płynącej wodzie w okresach świątecznych – co miało przynieść zdrowie i pomyślność. Miejsca, z których wypływała źródlana woda, od niepamiętnych czasów otaczano szacunkiem i kultem, szukając poratowania w różnych chorobach. Często wymienia się właśnie choroby oczu – co znów przywodzi na myśl bizantyńską legendę o ślepcu uzdrowionym przez wodę ze źródła wskazanego przez Matkę Boską. Szczególną moc przypisywano wodzie tryskającej spomiędzy korzeni drzew, a zwłaszcza lip. Często stawiano przy źródłach kaplice lub kościoły, a z samymi źródłami wiązały się legendy o związanych z nimi świętych. Miejsc takich nie brakuje i na Sądecczyźnie. Oto dwa najlepiej chyba znane przykłady. W Starym Sączu na stoku w pobliżu klasztornych murów znajduje się źródełko św. Kingi. Według legendy Kinga zatknęła tam w ziemię swoją laskę, z której w ciągu jednej nocy wyrosło drzewo lipowe. Pod nim Kinga kazała wykopać studzienkę – wypływająca z niej woda miała cudowne właściwości lecznicze. Zaczęli przybywać tam liczni pielgrzymi, obmywając chore części ciała, głównie oczy, a wielu z nich miało doznać wyleczenia. Innym takim miejscem jest źródło w Tropiu, w pobliżu pustelni św. Świerada.

Bogusława Błażewicz

Ważniejsza literatura:
Piotr Sawicki, „Ikona Matki Bożej ‘Życiodajne Źródło’”, [w:] „Ikonosfera 4.Ikony inspirowane Akatystem”. „Zeszyty Muzealne” 3/14, Muzeum Podlaskie w Białymstoku, Białystok 2015
Franciszek Kotula, „Po  Rzeszowskim Podgórzu błądząc. Reportaż historyczny”, Kraków 1974
Fot. Piotr Droździk

 

Oleodruk „Pokrow – Welon Matki Boskiej”

Obraz religijny wiszący na białej ścianie. Na obrazie sceny odnoszące się do bizantyńskiej legendy. W dolnej części kompozycji postacie ubrane w dostojne, królewskie szaty. W górnej, części obrazu widać postacie stojące na złoto-szarych obłokach, ukazane na tle złotego nieba. Po lewej stronie na obłoku siedzi Chrystus. Naprzeciwko niego stoi Matka Boża, w wyciągniętych dłoniach trzymając biały pas tkaniny. Za nią stoi szereg świętych.

Nr inw. MNS KW 14695, EI/4028
Materiał: papier, druk barwny, rama drewniana
Wymiary: wysokość 34,3 cm, szerokość 23,6 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Kraków (woj. małopolskie)

Liczne europejskie, głównie niemieckie drukarnie specjalizujące się w wytwarzaniu popularnych obrazów o treści religijnej w technikach barwnej litografii i oleodruku, dbały by nabywcy należący do różnych obrządków i wyznań chrześcijańskich znaleźli wizerunki o treści i stylu zgodnym z własną tradycją. Obok wyobrażeń przeznaczonych dla katolików czy protestantów drukowano także dla wyznawców chrześcijaństwa obrządku wschodniego, gdzie nierzadko forma dekoracji nawiązywała do architektury cerkiewnej. Są także obrazy bez tych charakterystycznych stylizowanych zdobień, jednak sama treść przedstawienia nie pozostawia wątpliwości co do ich powiązania z tradycją Kościoła wschodniego. Przykłady takich obrazów znaleźć można również na ekspozycji Sądeckiego Parku Etnograficznego, głównie w domach Łemków.

Wśród licznych obrazów zdobiących zamożną łemkowską chałupę z Królowej Górnej znajduje się pewien interesujący wizerunek. To niezbyt duży obraz w prostej drewnianej ramie, zawieszony w kuchni, nad łóżkiem na ścianie naprzeciwko wejścia, nad barwną makatką, obok trzech innych obrazów religijnych, w tym jednego o podobnym rozmiarze i równie interesującej symbolicznej treści.

Obraz nosi tytuł „Pokrow – Welon Matki Boskiej” inaczej zwany ikoną typu Matki Bożej Opieki. Związany jest z przypadającym 1 października świętem Matki Bożej Opieki, obchodzonym przez kościoły tradycji bizantyńskiej i będącym zarazem wspomnieniem biskupa Ananiasza oraz Romana Melodosa, twórcy kontakionu śpiewanego tego dnia na cześć Matki Bożej. Ikona typu Pokrow odnosi się do szczególnie ważnej w tradycji Kościoła wschodniego relikwii – szaty, welonu i części pasa Matki Boskiej, przechowywanych w klasztorze w Blachernach (dzielnicy Konstantynopola). Według tradycji na początku X w., za czasów panowania cesarza Leona VI Filozofa Konstantynopol był oblegany przez wrogów. Mieszkańcy zebrali się na modlitwie w kościele Świętej Marii na Blachernach. 1 października św. Andrzej Szalony (Jurodiwy), niewolnik słowiańskiego pochodzenia, zobaczył otwartą kopułę kościoła i Matkę Bożą unoszącą się wśród aniołów i świętych. Maria rozpostarła swój welon (maforion) nad wszystkimi ludźmi w kościele na znak swojej opieki nad światem. Słowo pokrow, wywodzące się z języka starocerkiewnosłowiańskiego, oznacza zarówno płaszcz, całun, jak i opiekę, wstawiennictwo. Symbolizuje zatem opiekuńczą i wstawienniczą rolę Matki Bożej, troszczącej się o świat i ludzi.

Na obrazie w chałupie z Królowej Matka Boska jest jedną z wielu ukazanych tam postaci, a treść przedstawionych scen wydaje się dość zagadkowa i trudna do odczytania bez znajomości wspomnianej wyżej bizantyńskiej legendy.

Obraz podzielony jest na dwie strefy – dolną („ziemską”) i górną („niebiańską”). Strefa dolna jest wyższa i zajmuje ok. 2/3 wysokości oleodruku. Pośrodku kompozycji, na tle bogato zdobionego ikonostasu stoi młodzieniec odziany w strój diakona. Jest to Roman Melodos, sławny hymnograf, którego wspomnienie w Kościele wschodnim przypada na ten sam dzień, co święto Matki Bożej Opieki. W prawej dłoni podtrzymuje przełożony przez ramię błękitny orarion – stułę diakońską, w lewej trzyma kartę z tekstem hymnu ku czci Matki Bożej. Na lewo od niego, na dalszym planie, widoczna jest postać starszego, siwobrodego mężczyzny w stroju biskupa – długiej błękitnej szacie z żółtym omoforionem i w czerwonej mitrze biskupiej na głowie. Po lewej stronie, na pierwszym planie znajduje się para w strojach cesarskich. Zgodnie z tradycją starszych ikon tego typu jest to cesarz Leon Filozof (Leon Mądry) i cesarzowa Zoe, a biskup za nimi to prawdopodobnie Ananiasz. Na późniejszych ikonach utożsamiano te postaci z cesarzem Konstantynem i cesarzową Heleną, a dostojnika duchownego – z biskupem Sylwestrem, związanym z odnalezieniem relikwii Krzyża św. W prawej części obrazu widoczna jest postać Andrzeja Jurodiwego – starszego mężczyzny z długą brodą, półnagiego, odzianego jedynie w błękitny płaszcz udrapowany wokół bioder i przełożony przez lewe ramię. Wyciągniętym ku górze prawym ramieniem Andrzej wskazuje na niebo, a głowę ma zwróconą w stronę jedynie częściowo widocznej postaci jego ucznia Epifaniusza. W górnej, „niebiańskiej”, części obrazu widać postacie stojące na złoto-szarych obłokach, ukazane na tle złotego nieba. Po lewej stronie na obłoku siedzi Chrystus, przedstawiony jako Władca. Naprzeciwko niego stoi Matka Boża, w wyciągniętych dłoniach trzymając biały pas tkaniny – maforion. Za nią stoi szereg świętych, wśród których widoczny jest  św. Jan Chrzciciel, w szacie z wielbłądziej sierści i żółtym płaszczu, z wysokim krzyżem, za nim dwie postacie – prawdopodobnie Apostołowie, a dalej – kilka postaci w strojach władców i biskupów.

Choć sama tradycja odnosi się do wydarzeń mających miejsce w Konstantynopolu, to święto Matki Bożej Opieki ustanowione zostało w XII wieku na Rusi, a ikona Płaszcza Opieki występująca w wielu różnych wariantach związana jest głównie z Europą Środkową i Wschodnią. W późniejszych czasach postacie przedstawiane na ikonach nawiązywały nieraz do aktualnych wydarzeń, władców, ważnych hierarchów kościelnych czy nawet dowódców wojskowych. Istnieją na przykład ikony, na których ukazany jest król Jan III Sobieski i jego żona Maria Kazimiera. Także na Łemkowszczyźnie ikonę Matki Bożej Opieki można napotkać w wielu cerkwiach. W cerkwi greckokatolickiej z Czarnego na terenie sądeckiego skansenu wyobrażenie to umieszczone jest na bocznym ołtarzu po lewej stronie. Liczne cerkwie noszą także wezwanie Opieki Matki Bożej – znajdują się one np. w Słotwinach, Szlachtowej, Bielance, Hańczowej, Komańczy, Owczarach, Zdyni czy Chyrowej.

Podobny motyw ikonograficzny, przedstawiający Matkę Boską osłaniającą ludzi swoim płaszczem) występuje również w tradycji rzymskokatolickiej, zachodnioeuropejskiej – jest to Matka Boża Miłosierdzia (Mater Misericordiae).

Bogusława Błażewicz

Ważniejsza literatura:
Aleksander Naumow, „Ikony Matki Bożej w obronie grodów”, „Przegląd Prawosławny” (archiwum.przegladprawoslawny.pl, dostęp: 17.09.2020.)
Brykowski, „Łemkowska drewniana architektura cerkiewna w Polsce, na Słowacji i Rusi Zakarpackiej”, Ossolinem 1986
Fot. Piotr Droździk

 

Sąsiek

Wnętrze izby w chałupie z Królowej Ruskiej. Ściany w kolorze surowego drewna, niebielone. Pod dłuższą ścianą z dwoma oknami długa drewniana skrzynia na zboże. Skrzynia na zboże z podniesionym wiekiem. Skrzynia drewniana, niezdobiona. We wnętrzu cztery poprzeczne przegrody.

Nr inw. MNS KW 16182, EI/3825
Wymiary: dł. 373 cm, szer. 71 cm, wys. 69 cm
Pochodzenie: Królowa Górna  (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)

Ziarno należało do najcenniejszych produktów w wiejskim gospodarstwie. Część zapasów służyła do przygotowywania pożywienia. Druga część przeznaczona była na siew. Do przechowywania zboża służyły różnej wielkości skrzynie. W zamożnej chałupie z Królowej Ruskiej zobaczyć można jedną z nich. Imponuje ona swoimi okazałymi rozmiarami. „Szafarnia”, bo tak potocznie była nazywana, wykonana jest z drewna. Mierzy niemalże 4 m długości i nakrywana jest wiekiem. Wyobraźcie sobie, jak zasobne było gospodarstwo właścicieli, skoro potrzebowali aż takiej skrzyni!

Przedmiot o tak dużych rozmiarach wymagał również nie lada pomieszczenia, w którym mógł być przechowywany. Idealnym miejscem była zimna izba, zwana po łemkowsku „świtłycią” (świetlicą). Była to przestronna izba bez urządzeń grzewczych. Ulokowana była względem kuchni („pekarni”) po przeciwnej stronie sieni. Panowała tam niższa temperatura. Z tych względów zimna izba wykorzystywana była jako miejsce magazynowe. Służyła do przechowywania żywności i niepotrzebnych na co dzień sprzętów gospodarskich, np. kołowrotków i przęślic, zapasowych naczyń. Na żerdkach wieszano nieużywane pierzyny, poduszki i odzież. Dodatkowo latem, podczas gorących lipcowych nocy, domownicy chętnie nocowali w tym pomieszczeniu.

Tak wykorzystywano „świtłycię” w dzień powszedni. Jej rola zmieniała się, gdy w domu dochodziło do dużych spotkań towarzyskich, np. imprez rodzinnych, takich jak wesele. Urządzano w niej także „weczyrky”, czyli sąsiedzkie spotkania przy skubaniu pierza lub przędzeniu. Te wieczorne posiady rozpoczynały się po zakończeniu robót w polu. Zbierały się na nich przede wszystkim panny i młode mężatki, czasem też starsi kobiety oraz mężczyźni. „Weczyrky” odbywały się w czasie adwentu przed świętami Bożego Narodzenia. Mimo to były okazją do wspólnego śpiewania, opowiadania baśni, żartów,a także do kojarzenia par i zabaw młodzieży.Zebranych odwiedzały grupy przebierańców, podobnych do kolędników znanych w polskiej tradycji. Pojawiali się wśród nich Cyganie, Żydzi, śmierć, bacowie, „sołomianyk”, „kozybraty”, „paniczky”, turoń, cap czy konik. Przebierańcy tańczyli, hałasowali, zaczepiali przędące dziewczyny, odgrywali przygotowane scenki.

Spotkania odbywały się codziennie, z wyjątkiem sobót i niedziel. Spotykano się aż do „Riztwa”, czyli Bożego Narodzenia. Kończył je w przeddzień wigilii „łamanyk”, podczas którego łamano kądziele (przęślice). Był to znak zakończenia pracy.

Kamil Basta i Joanna Hołda

Ważniejsza literatura:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Maria Brylak-Załuska, „Dawna Sądecczyzna – Łemkowie”, Nowy Sącz 2010
Jerzy  Czajkowski (red.), „Łemkowie w historii i kulturze Karpat, t. II”, Sanok 1994
Fot. Piotr Droździk

Skrzynia tekst prosty

 

NR 62 KRZYŻ Z BODAKÓW

Kamienny krzyż przydrożny z Bodaków. Krzyż z kręgu chrześcijaństwa wschodniego, z trzema poprzecznymi ramionami. Na krzyżu wyrzeźbiona postać Chrystusa, pod nią trupia czaszka z dwoma skrzyżowanymi piszczelami. W otoczeniu krzyża łąka i drzewa.

Krzyż przydrożny z Bodaków, z jasnego piaskowca, osadzony na cokole, ma dwa poziome ramiona i skośną belkę pod stopami Chrystusa. Na krzyżu rozpięta postać Zbawiciela, nad jego głową tabliczka z napisem cyrylicą „INCJ” (Isus Nazorianen Car Judeiskij), poniżej stóp – czaszka i dwa skrzyżowane piszczele, a na cokole nazwisko fundatora.
Krzyż powstał w Bartnem w warsztacie Wasyla Graconia na początku XX wieku. Bartne było dużym ośrodkiem kamieniarstwa łemkowskiego, funkcjonującym od początku XIX stulecia. Początkowo wykonywano tam kamieniarkę użytkową (kamienie młyńskie i żarnowe oraz brusy ), a od połowy XIX wieku również krzyże przydrożne i nagrobne, kapliczki i figury.