Najbardziej rozpowszechnione wierzenia ludowe z regionu sądeckiego wywodzą topielca (topleca, topieca, utopieca), demona związanego z żywiołem wody, od nienarodzonego dziecka, które zginęło w wodzie wraz z matką lub noworodka, który został przez matkę utopiony (był to więc rodzaj niechrzczeńca, czyli istoty zmarłej bez sakramentu chrztu). Jak opowiadano jeszcze niedawno topielce „to były te dzieci, co to matki poroniły, albo kąpały się z dzieckiem w brzuchu i utopiła się. To wychodziły na tą wodę, gdzie się matka utopiła, klaskały w ręce, śmiały się, a jak się kto zbliżył, to utopiły” (śmiech i klaskanie w dłonie to typowe zachowania niechrzczeńców).
Topielec o takim rodowodzie pokazywał się pod postacią małego dziecka, nagiego albo w czerwonej czapeczce i czerwonych spodenkach, które podstępem próbowało wciągać ludzi na głębinę: „Takie malutkie dziecko na Dunajcu było i wołało, żeby go przenieść przez wodę. No to chłop go wziął na ramiona i niesie go, a okropnie ciężkie było, tak że widziało się, że się już utopi z tym dzieckiem”. Flisacy pływający po Dunajcu opowiadali, że nieraz widzieli małe dziecko, które siedziało w wodzie, wyciągało do nich ręce i wzywało pomocy albo też „śmiało się i klaskało w ręce”.
Równie często w demony wodne przemieniały się dusze ludzi, którzy utopili się na skutek wypadku lub popełniając samobójstwo (więc zmarli bez pojednania z Bogiem): „Mówili, że jak się ktoś utopił, a nie znaleźli jego ciała, to duch jego chodził i szukał tego ciała i wciągał ludzi do wody”. Taki topielec mógł przybierać postać nagiego mężczyzny (często z nadnaturalnie dużym przyrodzeniem), młodzieńca, który „śpiewał i zachęcał, żeby utopić”, starego rybaka w kapeluszu albo zwierząt – kaczki, ryby, raka a nawet psa czy konia (który próbował zwabić człowieka do wody).
Zdarzały się też topielice, demony zawzięte szczególnie na młodzieńców, ponieważ powstawały z dusz dziewczyn, które odtrącone przez ukochanego wybrały śmierć w nurcie rzeki.
Uważano, że demon wciąga do wody przede wszystkim ludzi grzesznych. Pokazywał się w określonych miejscach, przeważnie w głębokich jeziorach i stawach, w baniorach rzecznych lub pod brzegami, ale „w rzekach większych bywają o wiele złośliwsze topielce niżeli w małych”. Topielec miał być aktywny wieczorem, a według innej wersji – tylko w południe, bo jak opowiadano „w lecie w południe, gdy słońce najwięcej dopieka, topielce wychodzą z rzeki i wygrzewają się do słońca”. Stąd zakaz kąpieli o tej porze dnia. Wierzono, że osoba upatrzona przez topielca nie zdoła uniknąć pisanej jej „śmierci od wody” (na przykład w karczmie w skutek zadławienia się wódką). Znane są też opowieści, w których topielec wychodził z wody „o miesiączku”, a jego działalność ograniczała się do wyjadania grochu rosnącego niedaleko brzegu lub rozrzucania stojących tam kop siana, na których siadał i „przymilał się do księżyca”.
Demony wodne nie atakowały osób pobożnych, oraz tych, które udając się nad rzekę zostały pokropione wodą święconą albo zabrały szkaplerz: „przeważnie szkaplerze na szyjach mieli jak szli do wody i to chroniło. Bez szkaplerza nie iść do wody, mama mówiła”. Chronić miała modlitwa wypowiedziana w momencie spotkania z demonem. Uważano, że jeśli człowiekowi zaatakowanemu przez topielca uda się wydostać z wody i stanie na piasku lub ornym polu, będzie bezpieczny, gdyż tam demon traci moc. Przestrzegano też zakazu kąpieli przed dniem św. Jana (24 czerwca), bo dopiero po tym, jak „św. Jan poświęci wodę” topielce tracą moc.
Joanna Hołda
Fot. J. Kurzeja